Tymek
Rap vs. hajs
[Verse 1: Kafar]
Nawet jeśli kiedyś nie będę miał co jeść
Jeśli nawet kiedyś nie będę mówił cześć
Niektórym osobom tym, że jestem sobą
I chuj mnie obchodzi co niektórzy robią
Sprzedają się, wielkie miłości umierają
Przyjaźnie zużywają i to pod wpływem chwili
Bo tak obrzęku styli wszystko się tu zmienia
Takie życie brat, bo takie te osiedla
Mimo wszystko my nie zamierzamy przestać
Nasz rap jest czymś co nas odzwierciedla
Nasz rap ponad syf, który widzisz w mediach
Sam dobrze wiem jak hajs uzależnia
Tych paru chwil co w środku serca
Za żadne skarby przenigdy nie sprzedaj
Wtedy już nic tego ci nie da
Wtedy zobaczysz co to jest bieda
Pustka, rozdarcie helu pafeta
Psychika pęka dalej skok z piętra
Przestań Dix dla ogarnięcia
Ty zacznij żyć i to od dziś
Dla wszystkich tych co robią to dla ciebie

[Verse 2: Rest]
Chcesz naprawiać świat wiesz zacznij od siebie
Każdy z nas gdzieś tam ma upragnione marzenie
Być kimś, być sobą ciągle w to wierzę
Mój pracy owoc powstaje całodobowo na papierze
Kolejna zwrota, z niej floty nie ma, szkoda
Nie wiem, ważne, że czerpię radość, czuję spełnienie
I wbrew pozorom dla niektórych to jest problemem
Pochłonął ich ten biznes, sprzedają siebie
Mają furę, komórę, dupę, no prawie jak w niebie
Lecz kiedy słońce zachodzi to męczy ich sumienie
Patrzą na gwiazdy, pytają Boga czy to złudzenie
Mają wszystko co chcieli wszystko to mają za monetę
Dopiero czas im dziś pokazał co najważniejsze
Nie złoto, srebro, platyna, a dusza i serce
Bez tego kim byś tu nie był to życie to będzie piekłem
Więc pamiętaj, że pieniądze to nie szczęście

[Chorus: Rest]
Ty masz hajs to go kitraj
Ja mam rap nie od dzisiaj
Wy liczcie dalej mamonę
My na osiedlach kolejny projekt

[Verse 3: Kulfon]
To wygląda tak Dixon maniak
Atak na track i powstaje sto-sto procent rap
Chodź zjaramy zobaczysz z bliska
Jakieś gramy obraz blokowiska
Warszawskiego księstwa to stołeczne miasto
W drodze do zwycięstwa by ominąć to bagno
Co wciąga wszystko na dno
Prowadzi do ruiny, my robimy dzieło bezcenne
To nie gówno materialne, którym zapchasz japę
Jak ten wygłodniały kapusty
Pusty jak wypchane biusty, tanie pizdy
To działania nie dla floty lecz zamiłowania
Do pisania niecałymi dniami
Chodzą po bani myśli z rymami
Nic na tacy tylko dzięki pracy
Są efekty to siła wiary
W nasze projekty i życia filary
[Verse 4: Michrus]
W tej walce nie ma podium w prawilnej ekipie
Tym się szczycę, że nasz rap nie zapierdala zgrzytem
Nie jak sterowany z góry lukierowych bandach
Kiedy myślą o pieniądzach myślą o koncertach
Wykręci jakiś refren wpadający w ucho
Zakochałeś się w playbacku przyznaj się ty kurwo
Następny przykład to organizatorzy
Chujowe kluby w nich zjebani sponsorzy
Każdy chce zarobić na zajawkach młodych
Popatrz ile na bazarach jest pirackich kopii
Robimy dalej rap nie patrząc w statystykę
Nie po to robię rap by chwalić się wynikiem
Wielu producentów sprzedało już swą dupę
Robią gówno dla frajerów, bo postawią im żubrówę
Swe ambicje zostawili z popitą na klatówie
Niech trzyma się ten syf najdalej najdłużej

[Chorus: Rest] (x2)