[Zwrotka 1]
Czasami [?] te
Te chwile bez polotu, które tracą się na widok biegu, leżą już Zanim potwierdzą cel swojego biegu
Jedno w nich na pewno nie ma nic w nich pięknego
Zastąpmy je chwilami zalewającymi kartki
Zalążki wyobraźni, pamiątki na zawsze w nich
Mamy wolę do walki, nie straszny jest świt
A porażki nie mają (Mają szansę?)
Na fali granic nie odnajdę, gdyż nie ma ich
A parami chamy staną ci na drodze by cię zranić
Plamy zhańbionych aplauzów
Wykorzystywanych rady by zagarnąć rzeszy słabych
Uwięzić je w garści
Sny, podążam wciąż za nimi, podążam wzdłuż tej linii
A ci co byli chciwi będą lub są już off limit, image
Nastrój [?] psuje tych nawet poczciwych
Gruntem jest sięgać na szczyt przy tym nie krzywdząc innych
[Zwrotka 2]
Moje limity to tylko limit na koncie
Jak szukam to nie wiem, błądzę, jest lepiej jak nie masz potrzeb
Chodzi o problem, pokornie to do mnie dotrze
Co chwilę jakby podobnie mam, ciągły dobry dostęp
Integruje się z tłumem jak milion stówek
Masz czas, dobry kierunek i tupet by napluć im na nowy but
Skanuje [?] jest ciężko zimny dotyk przeciwności losu
Wrogiem mi kłopotu, rozum zmienia kunszt
Ratuje mnie odwaga, nadal wierze w pożytecznych
Kieszeń wypełniam podejście, jestem tym co sam spełnię
Siedzę w tym świecie [?] niedopowiedzenia kłamcy
Exit awaryjny znajdę tam gdy tylko będę chciał
Goni mnie próżniak, chcieliby bym w miejscu stał
Ale [?] zdania stron mówiąc, że próżny znaczy martwy stan
Nie ma granic, nie ma grawitacji
Możemy już zapomnieć o nich (Możemy marzyć)