Hans (PL)
Na Miejsce
Leżał w trawie, o mały włos bym go nadepnął
No niezła imprezka była chyba
Spojrzał spode łba nieprzyjaźnie fuknął
Odwal się bucu i spływaj
Ale zawahał się chwilę, a był taki smutny
Z uśmiechem powiedziałem lekko (hej)
Widzę żeś chłopie czymś poważnie struty
Chcesz o czymś pogadać ze mną?
Uniósł przekrwiony wzrok na mnie
Westchnął ciężko i powiedział — siadaj
Nie zdążyłem nawet dobrze usiąść na trawie
A on już opowiadał
Lubiłem oboje to była taka fajna para
Taka włoska, kłótliwa, prawdziwa - wiesz
Ale on zaczął kochać bardziej mnie niż ją — czujesz?
Nie mogłem tego wytrzymać
Później była ona, wariatka, tak całkiem oddana
Budziła się w nocy, pracując do rana
Takie fajne dzieciaki i fajna niania
Czasu nie miała — mama
I małolat niejeden wpatrzony we mnie
Takich to było najwięcej
Czemu muszę być świadkiem
Jak ego im puchnie i zatruwa powoli serce?
I w kółko to samo, Jakby to samo prawo
Działało perfidnie jak klątwa
Czego nie dotknę Gdzie się nie pojawię
Zostawiam po sobie tylko rozpacz
Nie mogę tak dłużej, coś nie tak jest ze mną
Nie wstanę, tak będę leżał!
Zostanę tu w trawie i piach mnie przysypie
Nie będzie już więcej nieszczęścia
Zostaw mnie więc, chcę umrzeć samotnie
Niech zaginie o mnie pamięć wszelka
Dość już napsułem, nic tu po mnie
To koniec, odchodzę, żegnaj!
Oczy mu się zaszkliły, sam się wzruszyłem
Poklepałem gościa i gadam
Stary, ty jesteś dobry i masz dobre serce
To ludziom po prostu odwala
Rozkleił się całkiem, podniosłem go z ziemi
I wziąłem jak dziecko na ręce
Na pewno gdzieś mieszka, ktoś na niego czeka
Więc odniosłem go na miejsce

Choć raz w życiu miał szczęście
Bo szarpią go ludzie bezwzględnie
Gdy leżał wyglądał tak biednie
Odniosłem sukces na miejsce

Ja to w życiu mam szczęście
Uczciwy znalazca jest ze mnie
Trafił ot tak w dobre ręce
I Sukces odniosłem na miejsce