Jan-rapowanie
Branoc
Nie mogliśmy nic, patrzyliśmy zza szyb, o Panie
Ta, a dzisiaj szybowanie
Dziś prywatne loty, własne niebo, kod na nieśmiertelność
Zresztą, już mi chyba wszystko jedno
Bóg nas nie chce ściągać stąd, bo jesteśmy ziomalami
Bóg, ludzie, diabły, wszyscy, kurwa, chcą nas zbawić
Jakby nie patrzeć, tutaj dzieje się naprawdę wiele
Kościoły, burdele i zjazdy w niedziele
Niechciane odwiedziny, nieodebrane listy
Sukcesy, porażki, nasza młodość gdzieś w tym wszystkim
Jestem szczęśliwym gościem, chociaż czasem chodzę w gniewie
Szczęście bierze mi się z tego, że mogę liczyć na siebie
Nie zawiodę się na sobie, tego jestem pewien
Moje najlepsze lata, ja i moi przyjaciele
Dziewczyny słodkie jak cukier, baletów multum
Szlugi, przepity, szlugi, tańce, gama trunków
Jestem stworzony, by wygrać, by pokazać, że można, co
Nie widzisz mnie zbyt często, bo nie lubię błyszczeć i kocham noc...
Albo kocham ją
Albo bym prozak wziął
W sumie chuj, plus z plusem dają dalej plus
Wznoszę się ponad to, chociaż padłem już
Nie czaję o chuj im chodzi, jakby pisali w hieroglifach
Mówię wprost - panna moich marzeń ma nowego typa (kurwa)
Obojętność jest gorsza niż nienawiść, mała
Także, kurwa, kochaj albo nienawidź Jana
Pozdro każdy ogar, słuchacz, nawet jak nie ma was wiele
Żadna wytwórnia nie da mi tego, co dadzą przyjaciele
Przespałem ten rok w chuj, nie szukam nawet przyczyn
Wiem jak wiele osób w Polsce na mnie dalej liczy
Zrobiło się poważnie, no przecież znasz mnie
Rzadziej płaczę facet, tańczę, raczej klaszczę
Niż podkładam kłody pod nogi
Jesteś z tych, którzy mogli to zrobić
Ja jestem z tych, którzy dalej mogą
Wariacik, nalej ziomom
Nie jestem wcale sobą
Tylko, gdy palę zioło
Dlatego już wiesz, czemu nie mam nic wspólnego z grasem
To nie dla mnie, facet, nie lubię zakładać masek