Pater
Urwany film
[Zwrotka 1]
Widzę że Pater jak Peter Parker, latamy sobie po mieście
A każdy kac naszego życia przekalkujemy sobie na tekście
Mam inne podejście niż wcześniej, powiększam w sobie awersję
Choć nadal mam wiele na ręce, czy chcę czy nie chcę
Dalej w [?] coraz więcej, nadal coś się nie godzi
Nie jeden stary kumpel dziś nie jest pierwszoplanowy
Kontakty urwane jak filmy w sobotę, rzadko oglądam
I już wcześniej napiszę zwrotę i sobie pije za zdrowie
Paradoksalnie niszczę wątrobę sobie, sobie pije za zdrowie
(paradoksalnie niszczę wątrobę sobie)
Choć w sumie miałem coś zaplanowane, ale zgubiłem scenariusz
Więc mnie nie szukaj w moim planie, w planie mam to co da Pan Bóg mi
Znów szuka swoich win, w tym siebie nie mogę znaleźć
Tak pojebany feeling, jeśli jeszcze nie widziałeś
Znajomi mówią mi weź trochę spoważniej
Znajomym mówię to raczej nie dla mnie
Nalewam szklankę, płyn

[Refren 2x] [Pater]
Znów się urwało gdzieś w połowie, nie skończyło Happy Endem
Schlejemy się trochę jak zawsze, jakoś to będzie
Mam dosyć dziś, rozdrapuje rany i
Moje życie to urwany film

[Bridge]
(Znów się urwało gdzieś w połowie, nie skończyło Happy Endem
Schlejemy się trochę jak zawsze, jakoś to będzie
Mam dosyć dziś, rozdrapuje rany i
Moje życie to urwany film.)

[Zwrotka 2] [Pater]
To ja miałem być tym silniejszym
Deklarowałem się wielokrotnie już, że nigdy więcej
Możemy razem wiele, ale trzeba jeszcze chęć mieć
Ich koniec będzie, chociaż początkiem, jeżeli nie happy endem
Żywią nadzieje wobec mnie, idę ponoć na legendę
Ale jej też, obiecywałem że... Będe
Nie chcę łez rzeki, kiedy włączam TV
Mam flashbacki przez filmy co oglądałem z nimi
Chcę polecieć w melo dziś z tobą chociaż na chwilę pozbawić się zmartwień
I nie wiem co czynię, czy jesteś tu przy mnie, desperacko przewijam taśmę
Kilku ludzi wierzy i wiem że zależy ode mnie wszystko
Nie wiem czy nie przerwę, na nazwisko mam destroy
Pisałem scenariusz a miał być romans już, a ja
Miałem być jak, nie wiem, jack, nie szeregowiec Ryan
Nie mam dziś w planach się starać, tylko pijany być
Popadam w marazm, moje życie to urwany film

[Refren 2x] [Pater]
Znów się urwało gdzieś w połowie, nie skończyło Happy Endem
Schlejemy się trochę jak zawsze, jakoś to będzie
Mam dosyć dziś, rozdrapuje rany i
Moje życie to urwany film

[Zwrotka 3]
Nóż się otwiera, ale mi się w kieszeni, dlatego celuje w ranę
W życiu widziałem już tyle cieni że nie mam zamiaru wracać nad ranem
To było banałem, te urwane filmy
Tak długo się bałem, a dzisiaj tam wracam i jestem bezsilny
I czuję stygmaty, jak ojciec Pio, choć nie idą mi na rękę
Jak u Penxa, wariaty co weekend piją, choć mają mało na rękę
Znajomi z dawnych lat zaręczają się i mają dzieci
A gdy się spotykamy, zaręczają mnie że to że leci
To nie mnie oceniać ich wybory i decyzje
Ale nie im oceniać moje wybory i decyzje
I może przegrałem bitwę, ale na pewno nie wojnę
Dlatego tak cisnę, bo wybory kiedyś nie były dobre
Kiedy miałem dać z siebie sto procent, waliłem to i czterdzieści
Chcieli zrobić ze mnie bałwana, a sami wyglądali jakby spadli ze Śnieżki
Teraz stoję w miejscu, bo kiedy ruszam do przodu
Po chwili zawracam sobie głowę przeszłością znowu