Sarius
Ice cream uber
[Refren]
Kto gdzie nie wejdzie, witają chlebem, jest w całym kraju bezpieczny
Wille, osiedle, znają mordeczkę, tam śmiga w klapkach jak kiepski
Ma czysty towar, nie brudną mefkę i zapach rącza, nie fretki
A one jak perły błyszczą, ta ciemno się kręci
Wyciągaj szmal, przyjechał z lodami truck
Wyciągaj szmal, przyjechał z lodami truck
Wyciągaj szmal, przyjechał z lodami truck
Znany jak Miami Vice, fanatic antihype

[Zwrotka 1]
Mówisz o mnie niedobrze, spotkasz się z ogniem, będziesz miał pogrzeb
Ja przyjdę i zagram tam koncert, wezmę pieniądze twej płaczącej siostrze
Wpisuję na listę każdego dillera, co kiedyś wpisywał na zeszyt mnie
Na obcych terenach też mówią mi siema, a potem zwiedzamy se osiedle
Ty ośle, świrujesz rapera i chciałbyś też dobrze tak poczuć się
I pytasz o opcje, a innej tu nie ma dla ciebie jak opcja szybki bieg
Ja liczę pieniądze, a nie na nie, hajs na tak, a nie na nie
Wydaje je, a chuj wie gdzie
Apart, dania, ciuchy, żyć jak hrabia, nikt nie uczył mnie
Pojętny chłopak, bo nauczyciel mi nie imponował
Nie chciałem błyszczeć na jego przedmiotach
Ja chciałem błyszczeć jak keta ze złota
Którą tu kiedyś pokazał mi sąsiad
Zanim go rano zwinęli na bombach
W TV mówili, że kogoś zrabował
[Refren]
Kto gdzie nie wejdzie, witają chlebem, jest w całym kraju bezpieczny
Wille, osiedle, znają mordeczkę, tam śmiga w klapkach jak kiepski
Ma czysty towar, nie brudną mefkę i zapach rącza, nie fretki
A one jak perły błyszczą, ta ciemno się kręci
Wyciągaj szmal, przyjechał z lodami truck
Wyciągaj szmal, przyjechał z lodami truck
Wyciągaj szmal, przyjechał z lodami truck
Znany jak Miami Vice, fanatic antihype

[Zwrotka 2]
Na giełdzie w maluchu wybierałem gierki, ludzie gadali częściej
Myślałem te części są cenne
A tu tylko serce, na giełdzie w niedzielę kupowałem spodnie, kurtki, skarpetki
Wierz mi, zmieniły się metki
Ludzie są tak samo śmieszni
Czuję się stary, nie mam trzydziestki
Bo w twoim wieku, a dzielą nas setki tysięcy
Dzięki, kupię wam mercy, za to, że nikt z was tu we mnie nie wierzył
Na festiwalu nie chcę ochrony, wszędzie mam swoich
Zawsze jest spokój, są za to wdzięczni
To moje ziomy, lećmy, widzimy się później gdzieś i
Zabieram tę dupkę piękną, pytasz jej, tak jesteśmy
Więc się już nie śliń będą, w klubie nigdy nie spięty
Chyba, że chodzi o bankroll
Łycha się kończy następną
Przynosi szef klubu i mówi rozpierdol
Mordo, powtórzmy na pewno
Zawijam kasę, jadę na stację
Po coś słodkiego, czego?
Nie ma problemu, podpis dla kogo?
Spoko na razie, wjeżdża mi benzo
Jutro na siłce rozpierdol
Idę na saunę, idę na basen, idę na zabieg
Jadę na bazę, z okna na trasie
Wołają na mnie, siemano maniek
[Refren]
Kto gdzie nie wejdzie, witają chlebem, jest w całym kraju bezpieczny
Wille, osiedle, znają mordeczkę, tam śmiga w klapkach jak kiepski
Ma czysty towar, nie brudną mefkę i zapach rącza, nie fretki
A one jak perły błyszczą, ta ciemno się kręci
Wyciągaj szmal, przyjechał z lodami truck
Wyciągaj szmal, przyjechał z lodami truck
Wyciągaj szmal, przyjechał z lodami truck
Znany jak Miami Vice, fanatic antihype
Kto gdzie nie wejdzie, witają chlebem, jest w całym kraju bezpieczny
Wille, osiedle, znają mordeczkę, tam skleja wersy jak Shakespeare
Ma czysty towar, nie brudną mefkę i zapach rącza, nie fretki
A one jak perły błyszczą, ta ciemno się kręci
Wyciągaj szmal, przyjechał z lodami truck
Wyciągaj szmal, przyjechał z lodami truck
Wyciągaj szmal, przyjechał z lodami truck
Znany jak Miami Vice, fanatic antihype