Koneser
NIGDY NIE ZAWRACAJ
[Verse 1: Koneser]
Canna od brachola prosto z paki, to nie jest Bangladesz
Świeci czarne słońce nad ulicą, potem to pada deszcz
Twoja udawała, więc teraz u mnie to naga jest
Dam ci na spróbunek coś dobrego, jak na test
Weekendowy akrobata - kantor, biznes
W naszej głowie jak w bankomatach, wystarczy nocą, że na blok wyjdę
Na winklu to mają katar, po kolędzie mają bliznę
Zakochała, a to szmata, twoją młodą też na dno wyślę
Ma dobrą głowę, ale ma też zero mózgu
Gram całą dobę, nie dogadam się po ludzku
Łap moje dzieci, łap jak przedszkolaka
Trap aż do śmierci, dragi - ciągle przez to walka
Jeszcze chwila, moment - summa summarum
Będzie piło osiedle, jak wpadnie szmal tu na róg
Czegoś nie czaisz, to tłumaczów tu zamów
Wiara świeci tak, że dostaniesz kurwa udaru
(udaru, udaru, udaru, udaru, udaru, udaru, udaru, udaru)
[Verse 2: Bird P]
Pewnego dnia przylecę, już nigdy nie odlecę
Nie oglądam się za siebie, dobry wiater nam wieje
Lecę i wbijam, dookoła typy - każdy z nich niepewny
U nas zawsze, każdy sztywny i pewny
Wchodzę na BP, biorę pety i blety
Jadę dalej, nie mam czasu na smęty
Driftem wszystkie zakręty, tak ma być, bo to nie wkręty
Wiara nie do poznania, nie patrzę przed siebie, spokój ducha mam
Niczego złego ci nie zrobię, tylko się obracam
Wszystko co od serca, prędzej czy później zawsze wraca
Czułem iblis, Urowar (?) w kółko się zajada
Brudne ulice, nigdy nie zawracaj
(zawracaj, zawracaj, zawracaj, zawracaj, zawracaj, zawracaj)