Wiśnia Bakajoko
Świątynia Rapu
Zaczynam dzień, lecę na basen, śniadanie w Aurze
Przychodzi Michał, przychodzi Maciek, siemacie wariacie
Teraz lecimy do świątyni tam gdzie
Mordo mamy bongo zaczynamy inhalację
Przez podwójną filtrację bakanie wjeżdża w płuco
Dawno rzuciłem ćpanie, jaranie może jutro
W studiu sam zostaje mam w planie pisanie rymów
W dłoni pełny cybuch ziomuś, w płucach pełno dymu
Skurwysynu jestem w transie, na lajcie nic już nie chce
Znika gram za gramem i powstaje wers za wersem
Kolejny maszek-kaszle, szybciej bije serce
I sobie przypomniałem że dziś miałem być w urzędzie
Plan skończył się na skręcie, ja następnego kręcę brat
Robię wciąż niezmiennie rap na swoim patencie
I będzie tego więcej, w tym odnajduje się pięknie
To jak żądło nie pęknie, kto ma wiedzieć ten wie
O czym mówię, nigdy w bicie się nie gubię
Jak Pono wiadomo robię rap jaki sam lubię
Nie słucham głupich plotek, gołym okiem widzą ludzie
Kto tylko przemyka a kto śmiga z głową w górze
Haze'y, Kush'e kruszę kurzę i się krztuszę
Leci posybuszek i przychodzi Mateuszek
Z nim Łukaszek, kolejny maszek i lecą dalej
Z farcikiem wariacie jak bujasz się na przypale
Psy jebane węszą stale, prorok krzyknął sankcję
Jakby tego było mało sędzia 5, 10, 15
Bracia na śledczakach, pozdrawiam pamiętajcie
Jaka by nie była pajda wariat, masz moje wsparcie
Odkładam kartkę, przychodzi Bartek kręcę blanta
Lecą freestyle zawsze nagle wjeżdża cała banda
Gruda, zimna wóda będą cuda działy dziś się
Rozmowy rozmów, ktoś komuś znów zajebie dźwignię
Jak u Furiata mgła, siekierę zawieście śmiało
Przychodzi na mnie czas powiekę mam zajebaną
O północy idę spać, przylecę jutro rano
A tu melanż dalej trwa, nie wierzę znów to samo