Przeglądając się w tych czarnych lustrach
Opuszczają swój piaszczysty brzeg
Wyciągają w górę spięte usta
Jakby chcieli zahamować śmiech
Ogarnięci bezradnością jutra
Wypatrują idealnych fal
Lecz jedynie piętrzy się ta pustka
Którą tłumi bezimienny szal
Pragnę cię uchwycić
Znaleźć naszą przystań
Tylko na playlistach (ej, ej)
Widzę próbę wspólnych wyznań
Patrzę na ten portret
Boję się dotykać (ej, ej)
Zwykle to, co jest prawdziwe
Szybko znika
Wiecznie pod pozorem nierealnych przygód
Czekają na swój moment
Surferzy znad Bałtyku
Stajemy się końcem
Niedościgłym wątkiem
Przywołuję czasy
Gdy byliśmy swym początkiem
Przejedźmy się nocnym
Żeby nas nie dostrzegł
Ten nieznośny bełkot
Naszych nierealnych potrzeb
Po godzinach pławiąc się w bogactwach
W swoich małych domkach LCV
Przeżywają chwile na obrazkach
Oczekując na kolejny świt
Zatopieni w swych codziennych smutkach
W tafli wody zawieszają wzrok
Zasypiają w dryfujących łódkach
Zanim zbudzi ich potężny sztorm
Wiecznie pod pozorem nierealnych przygód
Czekają na swój moment
Surferzy znad Bałtyku