Oliver Olson
Milion
[Zwrotka 1: Oliver Olson]
Strome schody, zerkam w dół, jak chowają trumnę
Zabrakło mi słów, bo byłem gotowy umrzeć
Czuję ból, jak dragi powodują pustkę
Ty nie czuj się jak tchórz, ale odwróć się od luster
Spisywali mnie na straty, przez połowę życia (co?)
Mieli moje rymy za nic, nie przestanę pisać (nie!)
W ludziach zawiść, patrz po czynach, nigdy nie nazwiskach
Bo tam, gdzie bywa, chcą Cię zranić, miła aparycja
Gdzieś na sali cisza, łzy, ktoś mówi, że tak bywa
Nie bądź słaby, w jakich ryzach, jak mam się utrzymać? (jak?)
Dobry zwyczaj, tak przeliczam lata w długopisach
Długa lina, czuwał tata, bym się nie wypisał

[Bridge: Oliver Olson]
W moim sercu blizna, sam ją tak rozgryzam
Chciałem list napisać, nie znam się na listach
Odkąd zmieniła się dawno adresatów lista
Milion spalonych kontaktów - wystarczyła iskra

[Refren: Gibbs]
Biały kruk, to gest, a bogatych na to tu nie stać
Czarny tusz, jak krew, przelewamy nasze sumienia
Głośny krzyk, jak szept, gdy powodów do ciszy nie ma
Milion spraw, które chcą nas pogrzebać, milion trumien zostawionych w sercach
Każdy dzień, bez tchu, by kupić choć chwilę wytchnienia
Żadеn kres, bo znów, dobre chwile przychodzą, niеraz
Miałem dość, brak słów, gdy z życiem dogadać się trzeba
Milion spraw, które niosą do nieba, milion powodów, by już się nie bać (nigdy, nie!)
[Zwrotka 2: Opał]
Żyję tylko dzisiaj, mała, jutro jest zagadką
Nigdy nie gram kartą, warto, kurwa, czy nie warto
Ile razy jeszcze dane będzie nam wejść w bagno?
Do trzech razy sztuka, dzisiaj palę czwartą (smoke weed!)
Coraz więcej mam w mieszkaniu światła, rzadko już używam zasłon
Przygniata mnie natłok, gramy sztukę, skaczę na tłok
Zdarza się przy barach, zrzucać z barów tę podatność
Się odcinam od relacji, dla których jestem, okazją
Wchodzę na język lodowca, gdzieś pod Jökulsárlón
Nie chcę więcej sztucznie na językach być, jak słaby karton
Dałem serce, byłeś jebaną pijawką (jebać!)
Przez to brachol zza krat patrzy na świat, trzymaj się tam, Bartol

[Bridge: Opał]
No a tam, gdzie nasi ludzie, tam przeważnie wali trawą
Daj mi pole do popisu, zrobię na nim siano
Nie że z błahą sprawą, bo przychodzę po to, co zabrano
Wystarczyła iskra - Łukasz łatwopalny, jak etanol

[Refren: Gibbs]
Biały kruk, to gest, a bogatych na to tu nie stać
Czarny tusz, jak krew, przelewamy nasze sumienia
Głośny krzyk, jak szept, gdy powodów do ciszy nie ma
Milion spraw, które chcą nas pogrzebać, milion trumien zostawionych w sercach
Każdy dzień, bez tchu, by kupić choć chwilę wytchnienia
Żaden kres, bo znów, dobre chwile przychodzą, nieraz
Miałem dość, brak słów, gdy z życiem dogadać się trzeba
Milion spraw, które niosą do nieba, milion powodów, by już się nie bać (nigdy, nie!)