[Zwrotka 1]
Zdziwiło kilo, nie moje stilo, bardziej ciekawił Orwell (ej)
Marny ze mnie pilot, wolę lądować z nosem w książce (ej)
To niemodne wiem, dwulicowy raper, hipokryta, co leci dosłownie ciągle
I jest dobrze, ej, dopóki tym razem to właśnie Ciebie nie wciągnie
Gdzie pieniądze tam problem, a ile zarabiasz to już nieistotne
Ludzie myślą, że jedziesz windą, a nie widzą, ile kosztowały stopnie
Dlatego real talk, dlatego hip-hop, dlatego sobą jestem
Ty to ten King-Kong, idź stąd, dlatego, pizdo, nie ma Cię na mieście
Mam wejście na każdy backstage, ale postoję tam, gdzie moi ludzie
Dzięki serdeczne, że tu jesteście, stale nastroje jak zwykle pod górę
Bywało biednie, to na mixtape'ie padły naboje, złoto na albumie
Szczęście nie kończy się nam na kopercie, logo prezentuję dalej na bluzie
[Refren]
Daleko od domu i kilometrów tysiące
Setki gier, powodów, milion błędów, jeden wniosek
Kochać swoich bliskich, za zdrowie kieliszki
Brak nam znowu czasu, a tu już kolejny koncert
Dwadzieścia osiem wiosen, chyba w końcu dorosłem
Odłożę coś na potem, by nie musieć igrać z losem
Tymi samymi nićmi, szyci bez grama fikcji
Pływamy w morzu potrzeb, ale nigdy nie odwrotnie
[Zwrotka 2]
Nabrany rozpęd, ale po co pośpiech, skoro szereg jak na poczcie?
Nie moje naboje za oknem, w porę przekierowuję trasy nocne (ta!)
Torem właściwym, ale nigdy bokiem (co?), stale mnie dziwi, bo byłeś mi ziomkiem
Jakie alibi, powiedz mi jak mogłeś? W Prima Aprilis udawałeś dobrze
I co? Wstawiłem za Ciebie głos
Bo byłeś collegium częścią, błędy wychodzą na złość
Dlatego wystukuję tempo, a w głębi ducha mam remont
Podwójnie kładę na szczerość, bo serce gra mi w stereo
Na pewno stopa, werbel, bass, Panteon buduj, ale bez nas
Nie zliczę cudów, bo metraż wewnętrznie nadal powiększam
Centralnie stoi piedestał, nabiera sporo powietrza
A karma bywa jak cela, dlatego nie ma co ściemniać
[Refren]
Daleko od domu i kilometrów tysiące
Setki gier, powodów, milion błędów, jeden wniosek
Kochać swoich bliskich, za zdrowie kieliszki
Brak nam znowu czasu, a tu już kolejny koncert
Dwadzieścia osiem wiosen, chyba w końcu dorosłem
Odłożę coś na potem, by nie musieć igrać z losem
Tymi samymi nićmi, szyci bez grama fikcji
Pływamy w morzu potrzeb ale nigdy nie odwrotnie