Tsksomd - najlepszy chłopak, najlepsze bity
Wygra, albo polegnie koleś Krystian
Planuje kroki, myśli pewnie to jest fikcja
Mama nie umrze, a ja sięgnę trochę życia
Zrobię Kolumbię będą wszędzie o mnie pisać
W gazetach będzie gębę moją widać
Z ziomalami, co zawsze za mną stoją
Chyba to nieważne, że życie nie jest łatwe
Myślał sobie Krystian już teraz nie wie nawet
O czym sobie myślał
W bani Meksyk, Krystian nie wie gdzie jest fikcja
Budzi go wystrzał, ciągle goni go policja
Czeka na mamę, żeby zabrać ją do domu
Było przekimane, dobrze przespać parę chorób
Pomyślał Krystian i przeciera oczy
Podniósł głowę, a tam się jakaś afera toczy
Widzi, że doktor do niego kroczy
Byczy się Krystian, ale już idzie rozmowny pan Doktor
Wita się z Krystianem
Krystian mówi, jestem Krystian i przyszedłem po mamę
Doktor mówi usiądź Krystian, posłuchaj
Twoja mama strasznie chora jest
Będzie gorzej, chociaż teraz lepiej jest
Pogadali i się pożegnali
Krystian opuszcza szpital i dźwignął torby mamy
Zabrzdęgolił kluczykami, otworzyły się drzwi do ferrari
Co je Krystian wypożyczył specjalnie dla mamy
Odwiózł ją i poszedł coś zapalić
Umówili się, że jutro zje obiad u mamy
Dzisiaj pogra se w fifę na plejstacji
Jest ciągle na tripie odkąd nie mieszka u matki
Zagrał meczyk jeden, drugi
Towarem się skurwił, towarem się upił
I przypomniał sobie, jak czytał kiedyś w internecie
Jak jakiś chory koleś wyzdrowiał po fecie
Ale od razu pomyślał, że to głupie
Medyczne zioło to jest to, co jej kupię
Chemicznym proszkom już na zawszę chuj w dupę
Krystian lubił Kolumbię i Krystian lubił Jamajkę
I lubił Polskę, dlatego też lubił pojarkę
Zamówił jej Grzegor kurz, OG Kush
A dla siebie lemon juice
Jeszcze balsam, bo ostatnio jego demon spuchł
Bo Natalia miała do spłacenia dług
Ścięli się nawzajem, Krystian udawał, że chuj
Że dmucha tylko, bo ma do dmuchania lalę
Natalia okradała sklepy, znała ruchy kamer
Krystian myślał o Natalii, ona o Krystianie
Widział jej rysy twarzy w rozsypanym towarze
Krystian układa swoje życie z marzeń
Jedzie do mamy odpocząć od wrażeń
Przypadkowe kule nie ruszą go nawet
Jakby chciał, bo koleżka Krystian na drugie ma Fart
No, bo cuchnie trochę szczęściem
Bierze wszystko, co by chciał
Wchodzi bokiem, jedno rondo, to jak jeden strzał
Jedna szansa, nie popisać się, a poczuć vibe
Ledwo mija rondo, a tam przed nim, to już strajk
Kurwa! - pomyślał Krystian
Zajechał na parking, wysiadł
No i resztę drogi z buta gnał już do matki, spoko...
Chwila i już wbił do klatki
W której całe życie żył po pachy
W brudzie ulic, które nauczyły go jak walczyć
Tudzież ojciec otwiera mu drzwi
Co w oczach martwy jest, przez to, że dotknęła go choroba matki
Czyli jego żony, z którą całe życie stracił
Chociaż on by ujął to inaczej
Bo Bożena dawno zawładnęła jego światem
Na górze róże, a na dole Artur i Bożena
Miłość tak prawdziwa, że prawdziwszej chyba nie ma
Jego potomek troszczył się o rodziców na medal
Artur przytulił Krystiana, myślał "dobry dzieciak"
Cześć, mamo! - mówi Krystian i w uścisku
Wręcza jej torbę medycznego narkotyku
Mama mówi do Krystiana - usiądź synu
Usmażyłam ci schabowe i ziemniaczki
I z buraczków kilku zrobiłam surówkę
To dla Ciebie mój kochany synku
Krystian się wzruszył, znów pomyślał, że kocha rodziców
Chociaż nieraz nimi gardził, ale takie życie
Obiad podany, mama niesie jakieś dobre picie
Krystian zmiksował ziemniaczki i buraczki
Nabił na widelec kotleta i skroił na kawałki
Łapczywie, wielki kawał na początek z buraczkami i kartoflem
Uraczył żołądek, popił to kompotem z truskawek z mamusi grządek
Mama pyta czy smakuje, Krystian mówi - dobre
Ma pełną buzię, bo był głodny, więc łapczywie ziomek
A jak skończył mielić, wytarł sobie brodę rękawem
Znowu przełknął i powiedział - mamo, jakie dobre!
Jakby zjadł Pablo Escobar, by odstawił kokę
Się uśmiecha, burak mu po zębie ścieka
Nikt nie zczaił żartu, a Krystian nie zczaił, że nikt nie zczaił
A Artur odpalił TV-ka
A tam jakieś showy, ktoś udaje se Magika
Artur zmienił kanał, a tam jakaś polityka
Cwele coś gadają, a Krystian tylko przełyka
Jak się trochę najadł, zaczął myśleć o rodzicach
Bo jego świadomość była między buraczkami, a kotletem
A tak czasem Krystian myśli, że przez fetę
Nieźle! Mama pyta - Krystian, jak pracujesz? Wszystko dobrze? Jak się czujesz?
Seria pytań, na które Krystian nie umiał odpowiedzieć
No bo żaden z nich nie zrozumie
Więc Krystian wymyślił, że dostał się na chirurgię
I się twardo tego kłamstwa utrzymuje
Mamo, mieliśmy pacjenta, przyszedł do nas z guzem
Dałem mu narkozę i wyciąłem tak jak umiem
Artur znał się i Krystiana topy czuje
A Krystian mija się z prawdą i odpowiedzieć nie umie
Ale w telewizji mówią coś o grupie
Która narkotyki rozprowadza duże, ilości koki
A Krystiana ojciec pyta go o pneumokoki
A Bożena go ucisza, no bo lubi wiadomości
A dzisiaj mówią coś o trupach
Bo zginęło czterech gości i jakaś dziewucha
Rozstrzelani, połamane kości
A inspektor Jacek opowiada coś o porachunkach
Że ci, co zginęli, to była jakaś grupa
Że ci, co strzelali, to była jakaś grupa
Że szukają prawdy, i dojdą po trupach
Ktoś tam do nich strzelał i kogo będą szukać
Krystian z buraczkami na rękawie, idzie do kibla, by się odlać
I nie obchodzi go nic
Matka coś gada, że niebezpiecznie jest, że mafia wszędzie
Wszędzie śmierć, Krystian zamyka się w kiblu, nie słyszy jej już
Krystian siura, wisi jego rura
Krystian sprawdza instagrama, bo obczaja go maniura
Wraca do pokoju, matka otwiera pakuna
Artur mówi - Jezu, Krystian coś ty przyniósł tutaj?!
Zioło! - odpowiada Krystian, się uśmiecha
I dodaje, że medyczne i pomoże, bo zna się na lekach
Matka ufa Krystianowi, bo to lekarz
Krystian ma ochotę sprawdzić jak to sieka
Opowiedział jak używać i zawinął w bleta
I pokazał mamie jak się jara kiepa
Artur nie dowierzał, ale ostatnia nadzieja
Była w Krystianie, który był lekarzem niby
Artur liczył, że Krystian nie chybił
Że rak ucieknie, jak Bożena przyćmi, liścia
Co jej przywiózł Krystian
Wiśta wio! Bo skunik płonie, że Artur nie wierzy
Bożena ciągnie machy jak narkoman Jerzy
Co kolegował się z Arturem, nim zmienili ścieżki
A teraz sam pokusił się o macha dla pocieszki
Nie palił dwadzieścia lat, więc dla niego buch jest jak pierwszy
Artur się dusi, a Krystian się cieszy
Bo to z jego marzeń numer pierwszy
By z rodzicami oczy zmęczyć, jakimś skunem
Wykręciłem taki numer - myśli Krystian
Bożena dawno nie widzi Artura
Szamka porwała, a Krystian dzieli towar
Artur mówi, że już starczy na pierwszy raz
A Krystian mówi - Tato, robię to dla mamy
Nie, już starczy! - Artur mówi do Krystiana
I spogląda, co Bożena robi, Bożena się głowi
A jej oczy wyleciały z orbit
Krystian żuję gumę orbit
Myśli - super ziomki moi starzy
Bożena po sześćdziesiątce, to się nie obrazi
Krystian myśli, dawno nie miał dni bez skazy
Już dzisiaj się chyba nic nie wydarzy
Pojadę na chatę, skopce się skunem i zapierdole browca
To jest dobra opcja - myślał Krystian
Już nawet Artur chce zapalić
Mówi - zjadłem koksa, śmieje się, w sumie nic nie rozumie
Cieszy go ta porcja, co Krystian zwija w lolka
Piękna pogoda, Krystian podchodzi do okna
Patrzy na staruszkę, wyprowadza mopsa
Bardzo ładny! - pomyślał, bardzo chciałby, pomyślał
Chwilę później wplątał w plany wbić się do schroniska
Uratować życie bezpańskiego psiska
Krystian wkręcił sobie, że to misja
A jak ma misję, to nie zatrzyma go nawet policja
Widzi gnojów, co czają się pod klatką jak szczury
Myśli - dobrze, że nie zaparkowałem tam fury
Krystian obczaja blachy i widzi, że jadą tajniaki
Myśli - boże, bym się napił, uzupełnił koki braki
A pod klatką zatrzymują się tajniaki
Bo zainteresowali ich chłopaki, co tam stali
Krystian obserwator, a wysiadł tajniak napakowany
I coś gada, wywód to nie lada
Bo chłopaki są zmieszani, zauważył Krystian
Ledwo spalił liścia, a tu jakaś schizka
Bo wydaje mu się, że chłopaki, co tam sprawdza ich policja
Są od Antka i to nie fikcja
No bo znał od dawna Aleksandra Torpedę i to prawda
Że z ziomalami czaili się na Krystiana
Coś poszło nie tak, bo Olek wyjął granat
Wyciągnął zawleczkę i spierdala, a za nim jego banda
Granat został obok samochodu ciuli
Jeden tajniak uciekł, a drugi nie zdążył wysiąść z fury
BUM! - grzmotło mocno, zadrgało okno
Wzdrygnął się Artur, i zaczął zbierać się tłum, ludzi w chuj
Rozjebana fura, obok trup, Krystian czuje luz
Ale doszło do niego, że ocalił go wóz
Policyjny, więc nie ma co czekać
Krystian żegna się z rodziną, no bo już pora uciekać
Zajechał na chatę, ściągnął buty i odpalił se karate
Oglądał jak kładzie się wrogów na matę
I wymyślił, że potrzebny jest karate Błażej
Więc wykręcił jego numer, i nie wiedząc co mówić, w sumie
Odebrał Błażej, Krystian mówi - siema Błażej, Wpadaj do garażu
Pokażę ci niezłą fazę, i rozłączył się nie czekając na odpowiedź
Ale wiedział, że przyjedzie ten Błażej ziomek
I pojechał do Krzycha, długo czekał na ten moment
Zanim dotarł Błażej ziomek, to ustawił z cegieł domek
Mówi mu - Błażej, nauczymy Cię karate
Będziesz rozpierdalał szczęki i wszystko to małym palcem
Będzie fajnie! Fajnie? - zapytał Błażej
Krystian myślał dłuższą chwilę, powiedział dokładnie
I odpalił mu poradnik na youtube
Mówi - Błażej, teraz ty tak trzaśniesz, będzie super
- Nie potrafię! Potrafisz - mówi Krystian
Obudź w sobie duszę wojownika, oczyść umysł i jak znika
Wszystko tak znikną te cegły, nie siłą twoich mięśni
A siłą ducha jebnij! Błażej mówi - Yiii, no dobra, spróbuję
Zamknął oczy i się skupił, ustawił ręce jak na poradniku
I przydupczył, ręka odbiła się od cegły
A Błażej zaniemówił, nagle zaczął płakać, że Krystian jest głupi
Że złamał rękę i go boli, a nie lubi jak go boli
A więc Krystian już mu mówi - Masz, Błażej trzysta złote
Napraw rękę, a jak naprawisz
To już wiem jak zrobić z Ciebie karatekę
A teraz mówi - idź, nara, to fala bracie
Chwilę posiedział, a tu już dwudziesta trzecia
I dzwoni domofon, wpada Krzychu najlepszy koleżka
Mówi mu, że dowiedział się, ze psy chcą ich dorwać
Krystian się przeraził i pojechał ukryć trochę zioła
Po drodze opowiedział, skąd wiedział o tym ziomal
Wiedział o tym, bo Basia mu powiedziała
Ona pracowała na komendzie i była wdrożona w policyjne plany
Więc ziomale od gibona wpadli do Bartka z piwnicy
Żeby zabrać wora, żeby zabrać go do Krzycha
Gdzie trzymali towar, już wychodzą
A na klatce Bartek złapał doła
Bo prowadził go policjant za palenie zioła
Wbili mu na chatę po godzinach pracy
Bardzo chcieli pozbyć się narkomańskich partaczy
Przeczekali i odjechali do Krzycha
W oplu trochę trzęsie, ale mniejszy przypał
Krystian przypomniał sobie schron bombowy
Albo jakiś inny, ale ważne, że był opuszczony
Planował wstawić tam drzwi i ukrywać zioło
To był kawałek w las wszedł, bez ludzi na około
Teraz już na chatę uderzyć w kimono
Ale najpierw na allegro zamówić kimono
I zapisać ziomka Błażeja na lekcje w Tokio
Myślał, że spoko, bo było spoko
Chwilę później już odleciał w kosmos
Około szóstej nad ranem, Krystian słyszy wibrowanie
Odbiera nokie, myśli - co jest grane?
To dzwoni Artur, mówi - stoję pod szpitalem
Przyjedź szybko, bo przywiozłem mamę
Krystian się ubiera i wychodzi
W między czasie Marcin pijany po osiedlu krąży
W ręce ma wyrzutnie rakiet, a więc coś mu ciąży
I odszedł dalej, miał wyjebane
Pijany i naćpany siły miał na spacer
Patrzy się przed siebie, widzi ścianę
Się rozgląda, a tam policyjny baner
Chuje jebane, w dupę kurwa! - pomyślał
Szybkim krokiem się oddalił i wbił w krzaczyska
Obejrzał wyrzutnie rakiet, myślał, że to brud
A to zdrapany lakier, przetarł palcem, ale bez skutku
W dłoni trzyma pocisk
Na którym napisał "Jebać kundlów, jebanych w dupę!"
I załadował i wycelował w komisariat
Marcin wariat się nie zawahał, tylko wyjebał pocisk rakietowy
Policjantom by nie przyszło to do głowy
Że Marcin z krzaków zaraz budę wypierdoli
I wypierdolił, pocisk przeciął trasę w moment
I uderzył z hukiem, policyjna ściana rozjebana, super! - pomyślał
Marcin, długo nie czekał, tylko pomyślał, że czas na chatę
A więc poszedł, już prawie doszedł, a tam radiowóz
Ale przejechał obok, no bo nie widzieli wrogów
W tym czasie Krystian pogadał z Arturem
I już rozumie, jego mama wczoraj spaliła za dużo chmurek
I w efekcie coś nie dobrze chyba z jej serduszkiem
Krystian nie wierzy, że zioło wycięło mu numer
No ale spoko, ogólnie to się poprawiło
A duszności to efekt przećpania marichuaniną
Krystian poczuł impuls, bo zobaczył wroga
Bo tam Emanuel z bandy Antka zatraca się w dialogach
Krystian przeładował w myślach, ale miał tylko kosę
A więc czekał mądrze, no i podsłuchał ich plany
Emanuel musi iść do kibla się wysrać, bo ma rozwolnienie
A Krystian pomyślał, że to dobry moment, więcej okazji nie będzie
Mam okazję go odjebać i nie skończyć na komendzie
Emanuel chyba w pracy był, bo ubrany kościelnie
A wydziaraną swastykę miał na klacie i nikt nie wie
Kiedyś Krystian widział jak Emanuel pieska
Od wtedy marzył, by go zabić, mówił, że to bestia
I odcięty od Artura, mówi mu - tato, czekaj
Bo ten ciągle z nim rozmawiał, a Krystian nie wiedział
Zapomniał o czym gadał, a Emanuel gada
Że musi iść do Pani Lali Blondi
A Krystian idzie za nim, myśli, by se wciągnąć koki
Odczekał chwilę, jak Emanuel zajął se kabinę
I wszedł do kibelka Krystian i wyporcjował se porządną nitę
Wciągnął na raz, jakby kto patrzył, bo Krystian lubi wozić się
Więc zawsze się kozaczył
Przetarł kinol i zaniuchał
Tak porządnie, jakby pierwszy raz złapał oddech
I wyjął kosę, już gotowy był do akcji
Kolumbijskie ostrze szeptało mu, żeby zabił
Więc Krystian z buta wjeżdża w kabinę koleżka
Emanuel zdezorientowany marszczy węża
Krystian go kąsa jak żmija dwadzieścia razy na minutę
Ostrze wbija się, a Krystian przekręca je i wyciąga
I powtarza, a Emanuel nie krzyczy, bo nie ma gardła
Krystian je poderżnął zanim zaczęła się ta akcja
W której on robi za kukłę, co Krystian chce zadźgać
Fajnie, chyba nie żyje - pomyślał koleżka Krystian
I wyszedł zostawiając na nim dwieście ran
Albo i trzysta, bo siekał długie minutiska
Fajnie, ale jest cała brudna
Krystian myśli - Kurwa, jadę na chatę przebiorę się kurwa!
No i pojechał i unikał Artura i Barbary
Napisał mu smsa, że ma ważne sprawy
Ale wróci, i żeby się czasem nie gniewali
Krystian odjechał, a w głowie już rodził plany
Prawo do milczenia, to wszystko co powiesz
Może zostać wykorzystane przeciwko tobie
Panie policjancie, czy pan wreszcie to zrozumie
Jest pan takim samym człowiekiem jak każdy w tłumie
W tłumie ludzi, którzy mają tutaj własne problemy
Panie policjancie, czy pan wreszcie to zrozumie
Że policja nie jest taka dobra
I my o tym wiemy