Intruz
Lubię jak wgniata w fotel
[Zwrotka 1]
Jak poszło o głupotę - Tobie też będzie gorzko
Gasiłem Ci lampkę, kiedy zasypiałaś z książką
Edzio napierdalał drzwiami, aż mu odjebały kciuka
Wszyscy go szukali, niestety karma to suka
Edzio nie wszedł do karetki, bał się lekarza czarnucha
Wszystko pojebane, jak piosenki Maleńczuka
Bóg nie czuwa, a lat pare później na mieszkaniu ciaśniej
Parę godzin go torturowali na Odrzańskiej
Przypalali go żelazkiem, szkłem cieli na żywca
W tym przyjaciółka rodziny, na nazwisko ma Mężyńska
Nikt im nie przeszkodził, bali sie naćpanych zwierząt
Edzio, emeryt, zegarmistrz, w kapeluszu - metr pięćdziesiąt
Bracia ojca nie poznali, siostra trzymała za dłonie
Gringo zrobili łapanke, z psami na ogonie
Już wtedy chciałem uciec, do dziś snów się boję
Od zawsze byłem gotów jechać prosto na czołowe
[Refren]
Kiedyś będę mógł, to gablotę kupię sobie na pewno
Lubię jak wgniata w fotel, wtedy mi wszystko jedno
Będę miał ochote - brzydotę ubiorę w piękno
Lubię jak wgniata w fotel, wtedy mi wszystko jedno
[Zwrotka 2]
Ciężko jest uciekać, tym bardziej pod górę
Widziałem jak tasak w palca wchodzi przez skórę
Proszę nie idź tam, gdzie ja za Tobą nie pójdę
Tam gdzie byłem sam lepiej byłoby we dwójkę
Edzio zawsze zgagę miał, jadł sodę prosto z łyżeczki
Nigdy nie znalazłem przed bólem drogi ucieczki
Jak ten kaleka na wózku, co swoje wiersze dyktował
Gdybyś wpuścił mnie za kółko, za zakrętem bym dachował
Epis nie motywował mnie, tylko ze mną pogadał
Tak samo się martwią Bosik, Menago i Kafar
Nigdy bym nie okłamał was, bo różnie jest z ziomkami
Jedni obrażeni, a inni jeżdżą tirami
Jedni wciąż na dupie siedzą, a inni wszystko dostali
Ja z domu uciekałem, zazwyczaj autobusami
Kiedyś kupię gablotę, pod błękitem gaz nadepnę
W końcu to co brzydkie już naprawdę będzie piękne
[Refren]
Kiedyś będę mógł, to gablotę kupię sobie na pewno
Lubię jak wgniata w fotel, wtedy mi wszystko jedno
Będę miał ochote - brzydotę ubiorę w piękno
Lubię jak wgniata w fotel, wtedy mi wszystko jedno