HAŁASTRA
LOTY NA BANI
[Zwrotka: Kwiatek Haze]
Loty na bani jak temat z Okęcia
Chodzę elektryczny jak Nikola Tesla
Jaram kolejnego skręta i aż mnie skręca
Dzwoni ta rura ale nie odbieram
Bo skończyło by to się źle jak czwartego sierpnia
Muszę się odciąć, muszę wyjechać
Chce mi się bełtać jak wracam na rejon
Dosyć mam tego miejsca
Jeden lepszy od drugiego
Tak jak ten jeden koleżka
Co się zarzekał, że jest pico bello
A to była menda
Co to ma być kurwa, światowy dzień walenia w chuja
Czekam już tydzień mam jeszcze do jutra
Skurwielom się wszystko należy, ich problem zawsze najważniеjszy
Dopóki będziesz potrzebny będą serdеczni, ale tylko wtedy
Dwa-zero-dwa-jeden minął rok tak jak dzień
Nie wiem co dzieje się i co los przyniesie
Znowu lot, wieje łeb, to nie koks MMC
Jebać to, jebać cię, jebać go, jebać je

[Hook]
Dziwnie się czuje ostatnio, trzęsą mi się ręce, serce nierówno bije
I głosy dziwne słyszę, mam wrażenie, że ktoś mnie śledzi, wczoraj pół nocy wyglądałem za okno, myślałem, że się ktoś czai za rogiem, nie wiem, co się dzieje, nie wiem, jak mam sobie pomóc, cały czas czuje stres, i taki kurwa niepokój
[Zwrotka: Książę Mazowiecki]
Im bardziej w górę to powietrze rzadsze
Boję się, że kiedyś zabraknie
Czasem się dusze i gniecie i czaszkę
Na strychu mam ten syf jak azbest, jebany lakier
Parę rys weszło za głęboko jak ścierny papier
Pył leci to wciągasz tak w koło
Płonie każdy nerw, to go chłodzę anhedonią
Albo ten dreszcz przez jebany stres, łeb kwadratowy na okrągło
Chciałbym odetchnąć, i poczuć spokój jak Tołstoj
Ale zaraz tu kolejny ciężar wjeżdża na banie jak skorpion
Ryba się psuje od głowy, a narybek metry żyłki już wciąga
W bani ten wyścig i wojna, chore rozkminy po linii co noc tak
Ogarnij się w porę, bo skończysz jak Kurt Cobain chłopak
Dobrze ci radze tak chemia wykończy ja Curie Skłodowska
I zobacz

[Zwrotka: Koneser]
Nieosiągalny tak jak benz pod blokiem
Płaczące matki, nie mają łez, a krew pod okiem
Jak umrzesz nie uronię łez pod bogiem
Szatan na mnie patrzy, ale wzrok kieruje gdzieś w podłogę
To dla moich ludzi z problemami, dla każdego, kto wie
Nie chce, żebyś znalazła na ziemi mnie martwego, nie
Dawno temu zapomniałem żyć
Nie chciałbyś tu nawet chwili postać
Ktoś przeze mnie znów wpada w ryk
Na kwadracie pełno żmij w kątach
Nigdy tutaj nie wystarczy łyk
Kolejny raz staje w linii ognia
Pierdoli mnie już ten cały syf
No bo nie mam siły znów się z nimi dąsać
Całymi dniami tu siedzę i myślę, co będzie jak nie pójdzie tu po mej myśli
Oddychać nie umiem już na tej planecie, więc po raz kolejny tu znów tonę w misji
Czy ktoś usłyszy gdy jestem na dnie, czy ktoś usłyszy tu z za ściany hałas
Raz jestem na tak, raz jestem na nie, to przez to, że wciąga mnie, jebany beton, tej bramy fetor
[Hook]
Zszarganą mam lekko psyche już, swoje zżarłem, ty dalej żresz, nie? Też będziesz później prozak wpierdalał, żeby opanować, wiesz, to czego się kurwa nie da opanować. Rozumiesz? Bla-bli-blu-bla-bla-bla, a kurwa oczy wielkie, nie. Prawa dziura, lewa dziura, kurwa, lewa nóżka, prawy bark, jak wolisz, nie. I co teraz? Nos boli, krzywa przegroda nosa, dwie sprawy w toku. Wiece dlaczego wy macie tak przejebane? Jeździłbyś samochodem kurwa rozumiesz, ale wpierdalasz to na okręte. Weź się kurwa w garść, książki zacznij czytać, bo tak to kurwa co, dziury w głowie kurwa i poradnia zdrowia psychicznego