Jakoś w połowie drogi z gdzieś donikąd
Gdzie miarowe dudnienie staje się nową ciszą
Gdzie za oknem przestrzeń sunie z miasta do lasu
Czasem zwyczajny pociąg jest jak wehikuł czasu
Jest do żartów tu pole, bo to rzecz oczywista
By narzekać na stan polskiego kolejnictwa
Że tu wszystko stare, wszystko byle jakie
Może właśnie dlatego sunę w przeszłość w PKP’ie
Masa wspomnień ma początek w kolei
Co mi rytmem podkładów teraz powieki klei
Znikają powoli lęki z mojej twarzy
Głowę zajmują dawne dźwięki i obrazy
Te z dzieciństwa pierwsze, bo również najsłodsze
Te niedawne z czasów licznych, błędów i potknięć
I te których w czasie nie sposób umiejscowić
Tak się zlały z pędem wiatru, hukiem kół stalowych
Z okna podmuch we włosach niesie historię czapki
Straconej w przedziale podczas dziecięcej jatki
„Bo kolega mi czapkę wyrzucił z wagonu”
Mówię mały ja mamie do pani telefonu
Bazgram wtedy w zeszycie wszystko co mi się marzy
Z kolegami przez okno krzyczę na kolejarzy
Tak to było kiedyś, to co było potem
Ciągle błyszczy w umyśle niczym oblane złotem
Nowopoznani ludzie, droga do Poznania
Stara gitara w rękach i ballada śpiewana
Przedział pierwszej klasy, przynajmniej do czasu
Gdy ruda konduktorka już nie zniosła hałasu
Bilet bez miejscówki, więc odsyła mnie dalej
Odnajduję się zaraz obok ciebie w przedziale
To kolejne wspomnienie, pewnie równie piękne
Kiedy zasypiasz na mnie ja oswabadzam rękę
I sięgam do plecaka po „Mistrza i Małgorzatę”
Nigdy jej nie skończyłem, choć tym upalnym latem
Będę miał czasu sporo, gdzieś na jeziora brzegu
Bez pośpiechu, bez hałasu czy po porannym biegu
A po drodze z kempingu do pobliskiego miasta
Dawna stacja, wagony, tory ukryte w chwastach
Tak to będę pamiętał i już zawsze tak będzie
My dwoje na peronie, nasza historia w pędzie