W odległej krainie, gdzie słońce paliło skórę przez cały rok, żyło stado dzikich panter. Razem jadły, wędrowały, polowały i wspinały się po drzewach, skąd podziwiały roztaczające się pod nimi tereny lub wypatrywały zwierzyny, którą mogłyby złowić. Wszystkie pantery miały lśniące, czarne futro, z wyjątkiem jednej...
Różowa Pantera, bo o niej mowa, nie miała łatwego życia w stadzie, do którego należała. Cicha, wycofana, wrażliwa, w niczym nie przypominała swoich twardych, drapieżnych rówieśników. "Nie jesteś prawdziwą panterą!", "Mięczak!", "Dziwak" - to tylko łagodniejsze z przytyków adresowanych w stronę różowego zwierzęcia.
Pantera czuła się bardzo samotna i odrzucona - nie znajdując akceptacji u innych zaczęła w końcu uważać, że rzeczywiście jest z nią coś nie tak.
Któregoś dnia, kiedy zwierzęta wylegiwały się w pełnym słońcu i regenerowały siły do dalszej podróży - RÓŻOWA PANTERA udała się na rozmowę ze swoim ojcem. Było to wzbudzające postrach, krwiożercze, czarne jak złowroga noc zwierzę. Wyróżniało również się swoim wyglądem, bowiem okolice jej lewego oka zdobiła różowa plama, a jej źrenice były mlecznobiałe, także ciężko było je w ogóle dostrzec.
- Co Cię do mnie sprowadza mój synu?
Wyglądasz jakby coś Cię trapiło - zapytał Ojciec.
- Bo wiesz... - zaczęła nieśmiało RÓŻOWA PANTERA
- wydaje mi się, że jestem jakiś dziwny... wybrakowany.
Ojciec popatrzył na swoje dziecko surowym wzrokiem i karcącym tonem odpowiedział
- Nie możesz tak uważać!
Pomyśl, że jesteś... wyjątkowy... jedyny w swoim rodzaju.
- Wszyscy mnie lekceważą - odparło zrezygnowane zwierzątko.
Oczy Wielkiej Pantery zapłonęły gniewem
- Mój syn musi być twardy! Nie może dać sobą pomiatać innym!
Nastała noc... Większość panter smacznie spała, ale nie różowa, która niespokojnie wierciła się w miejscu... Z płytkiego snu wybudziła ją grupka wyjątkowo agresywnych osobników, która zgromadziła się wokół niej tworząc okrąg nie do przejścia...
- Co... poskarżyłeś się ojcu mazgaju? - zaczęła jedna z nich.
Zapamiętaj, nigdy nie będziesz taki jak my! - wykrzyczała wbijając swoje ostre kły w kark Różowej Pantery.
Wtem, z krzaków rozległ się hałas - po chwili pojawiła się wśród nich Czarna Pantera. Jednym susem doskoczyła do grupy zgromadzonych nad jej synem panter i w przypływie dzikiej furii zaczęła ranić swoimi pazurami inne zwierzęta.
- Nikt... nie będzie... znęcał się nad moim synem... - wycedziła wściekle przez zęby i niemalże na oślep wymierzyła ciosy w kierunku oponentów. Mimo, że złe pantery miały liczebną przewagę to nie były w stanie uchronić się przed potężnymi ciosami oszalałej z wściekłości Wielkiej Czarnej Pantery...
RÓŻOWA PANTERA otworzyła oczy. Było już jasno, nie wiedziała gdzie jest i ile czasu zajął jej sen. Powoli docierały do niej obrazy z ubiegłej nocy. Rozglądając się po okolicy zauważyła ciała martwych, rozszarpanych na strzępy pobratymców...
- O nie, tylko nie to...
Myśl nie zdążyła nawet się do końca wyklarować jak usłyszała przeszywający, koszmarny ryk dobiegający z położonego nieopodal kanionu. RÓŻOWA PANTERA pobiegła w kierunku tego dźwięku i zobaczyła stojącą nad przepaścią Wielką, Czarną Panterę.
Jej oczy były teraz smutne i załzawione...
- Nie podchodź do mnie mały - zaczęła Czarna Pantera.
Idź w stronę wielkich wzniesień na południu i nie oglądaj się za siebie
- Ale Tato...
- Musisz mnie zostawić! Straciłem panowanie nad sobą, jeszcze może Ci się stać krzywda... - wykrzyczał Ojciec i plama wokół jego oka przybrała kolor ciemnego, mrocznego różu.
Nic już nie zwróci życia tym młodym panterom...
Nie jestem już w stanie kontrolować swojej żądzy krwi - kontynuował.
Jest tylko jeden sposób na to, żeby zakończyć to szaleństwo
Wypowiedziawszy te słowa Wielka Czarna Pantera skoczyła w bezdenną przepaść...
RÓŻOWA PANTERA patrzyła w przepaść przez dłuższy czas. jej serce rozpadło się na milion małych kawałeczków - bowiem w jednej chwili straciła najważniejszą osobę w swoim życiu.
- Pssssss - ledwie słyszalne dobiegło do uszu RÓŻOWEJ PANTERY.
Nad jej głową zaczęły krążyć dwie małe postacie.
Jedna z nich miała piękne, puchate skrzydełka i aureolę nad głową - aniołek kręcił w powietrzu piruety, a jego uśmiech sprawiał, że Różowe zwierzę uspokoiło się.
Druga istota - malutki sukkub - wyglądała zgoła odmiennie.
Wzbudzała strach - miała czarne, podobne do nietoperza skrzydła i co rusz rzucała gniewne spojrzenie w stronę zmartwionego zwierzęcia.
- Najważniejsze w życiu to kroczyć ścieżką dobra - odezwał się Aniołek.
Czynienie dobra sprawia, że świat staje się lepszym miejscem - bardziej bezpiecznym, przyjaznym i otwartym - Twój Ojciec wybrał ścieżkę zła, stał się podobny do Twoich oprawców, a konsekwencje jego czynów były nieodwracalne. Musisz wyciągnąć z tego lekcje RÓŻOWA PANTERO.
Od Ciebie zależy, którą ścieżką podążysz
RÓŻOWA PANTERA zamyśliła się, jej głowę zaprzątał chaos, nad którym nie sposób było zapanować.
- Posłuchaj mnie młodzieńcze - odparł sukkub - Czarna Pantera zrobiła to co w tamtej chwili uznała za słuszne - chcąc chronić swoje potomstwo wyeliminowała zagrożenie. W życiu nie zawsze można być dobrym dla wszystkich. To brutalny świat, który rządzi się swoimi prawami - wygrywają najsilniejsi i najbardziej bezwzględni
Im dłużej cała trójka wpatrywała się we wnętrze kanionu, tym bardziej słyszalne stawały się dźwięki, które odbijały się echem gdzieś daleko, daleko pod nimi.
RÓŻOWA PANTERA nasłuchiwała uważnie - w tej burzy rozmaitych głosów wyróżniał się jeden - najbardziej rozpaczliwy i przejmujący z nich wszystkich