Bisz
Mam wieczną miłość
Dla Boga stwórcy, który powołał mnie
Do tego szaleństwa
Obojętnie czy jest Słowem które było na początku
Czy komórką białka z której przypadkiem zrodziło się
Życie

Dla mojej Matki, jej Matki i jej Matki
Mojego Ojca i jego Ojca i jego
I dla mojego syna
Który prześliźnie się mimo brzytwy Ockhama
Wyskakując z mojego serca
Którego nie potrafię domknąć

Mam wieczną miłość
Dla Niej, która obdarzyła mnie identyczną
Z dziewczęcą naiwnością i kobiecą powagą
Oddając mi siebie, nie mogąc wiedzieć
Czy zostanie sobie zwrócona
Rzuciła się w przepaść moich ramion
Opadając jak dłoń Abrahama nad piersią Izaaka
Czekając na cud
Który wyśniła którejś nocy o głębokim oddechu

Nie pozwolę jej upaść
Tej miłości
To byłoby jak wyrzec się
Boga
Obojętnie czy jest Słowem które było na początku
Czy...
Zostałem powołany
Do tego
Szaleństwa
A moje życie to
Dziękczynna
Ofiara