Bisz
Zbieg
[Zwrotka 1]
Zawsze był we mnie ten pieprzony prymus
Ten przymus by pierwszym być (zawsze)
Idealny synuś i kto z niego wyrósł? Tak spięty, aż śmieszy typ
Zdobycze, zabiegi, dążenia - ta cała gonitwa za chuj wie czym
Wciąż jakbym uciekał, choć pierwszy na metach ostatni się czułem w tym
Z niesmakiem patrzę na przestrzenie lat, gdzie niewiele się zmienia tu
W tej samej klatce wciąż robiłem to czego świat chce, a nie ja, cóż
Choć to czego ja chcę to też jest przypadkiem przeznaczonym w genach, znów
Tylе pieprzenia o niezalеżności, gdy czuję do kości, że wolności nie ma, spójrz
Życie to flipper, a my wszyscy kulki na pochyłym stole gra
Od narodzin: rampy, tunele, aż znowu skończymy na dole, tak
Wygrane, przegrane, minusy, bonusy bierzemy za swoje, a
Wciąż uciekamy, ty też jesteś zbiegiem okoliczności i wyższych niż twoje praw
Twoja niezgoda jednocześnie konieczna i bezcelowa jest
Jak nie buntować się kiedy w atrapę zamienia się w dłoniach ster
Znaczenie dokonań topnieje stopniowo i czujesz, że coraz mniej
Obchodzi cię wszystko czym żyją dokoła, bo to już nie twoja rzecz

[Refren]
Lecz nie uciekniesz nawet jeśli chciałbyś
Życie mija cię kiedy nie patrzysz
Nigdy już nie będzie tak jak dawniej
Kochaj dni, bo wszystkie są ostatnie
Życie mija cię kiedy nie patrzysz
Nigdy już nie będzie tak jak dawniej
Nie uciekniesz nawet jeśli chciałbyś
[Zwrotka 2]
Jedno co możesz to czasami szczęście lecz częściej to pecha mieć (szczęście?)
Krótkie momenty dostrojów gdy rzeczywistość nie wypiera cię
A ty nie wypierasz siebie i jesteś ponad dokoła rozbrzmiewa muzyka sfer
Nie ty to wybierasz, kapryśny gest Boga co czasem wybiera cię
Zbiega się we mnie sto tysięcy wątków zaplatając jeden sznur
Choć robię co mogę wciąż jestem wytworem, mój golem to zlepek snów
I nawet jak piękne to każdy pod spodem ma kolec, tak wiele róż
Kochamy wciąż za to złudzenie lecz ich przeznaczeniem jest... ból
I nie wiem jak mam to powiedzieć, bez klucza tu stoi sezam słów
Świadomość tego jest strumieniem, znaczenie - musiałbyś wyłowić je sam tu
To moja sztuka nad klepsydrą rzeki skupione przesiewanie piasku
By raz na milion ziarenek wyłowić dla ciebie ten odłamek blasku
To nie tak, że tu robię z siebie ofiarę, ja tylko składam ją
Za wszystko w co wierzę, pod niebem które tak jak ja jest zagadką
A ołtarz to codzienna droga pełna małych cudów
I żeby ruszyć w nią dalej już pora, żegnaj blady królu

[Refren]
Lecz nie uciekniesz nawet jeśli chciałbyś
Życie mija cię kiedy nie patrzysz
Nigdy już nie będzie tak jak dawniej
Kochaj dni, bo wszystkie są ostatnie
Życie mija cię kiedy nie patrzysz
Nigdy już nie będzie tak jak dawniej
Nie uciekniesz nawet jeśli chciałbyś