[gdzie oni są?]
[Grubson]
Są przy mnie a ja z nimi
Nie zabrakło ich i mam nadzieję, że nie zabraknie nigdy
Co gdyby nie moi ludzie?, nie myślę o tym
Tylko dziękuję, że idą ze mną przez świat długi i szeroki
Upadki, wzloty, pośród bogactwa i biedoty
Piękna, brzydoty, mądrości i głupoty
Przyjaźni dotyk, co do joty, ciągnie mnie do mojej floty
W nocy jak do światła ćma, a w dzień jak do kwiatów motyl
Kocham ten parchaty ród
Bo wśród parchów, wspólna pasja od kołyski aż po grób
To nie cud, tylko ta sama energia
Przyciąga nas do siebie, dlatego działy jak synergia
Cały czas na tej samej łodzi
Każdy woli swoje robić niż kopiować i się wozić
Kocham z wami tworzyć, kocham z wami trzodzić
A ty pamiętaj, parchem trzeba się urodzić
[To ja i moi ludzie]
[Grubson, Te-Tris]
[Ja i moi ludzie] zaczynaliśmy mając nic poza wiarą, że nadejdzie dzień
[Ja i moi ludzie] uwierz mamy ten w oczach błysk i prowadzi nas jeden cel
[Ja i moi ludzie] w żyłach kipi nam gęsta krew, serce wali jak młot
[Ja i moi ludzie] Tyle czekaliśmy na ten dzień zobacz ile tu znaczy nas głos x2
[Te-Tris]
Chcę, żeby moi ludzie wiedzieli, że umiem się dzielić
Czy to słodycz czy gorycz, pijemy wspólnie ten kielich
Wciąż próbuję się zmienić, nie próbuję wybielić
Przyjmuję swoją pokutę za błędny złudnej kariery
Znów, czuję jak kiedyś, nie wierzysz to świadkiem Bóg
Znów, czuję jak kiedyś, twarze lojalne w chuj
Mam armię znów, nie stracę już nikogo z was
A jeśli jestem skurwysynem mów mi to prosto w twarz
Chcę, by moi ludzie mieli swój dom w moim domu
Swój tron z moich tronów swój plon z moich plonów
Chcę, ale tu nie wystarczy lapidarny gest, that’s life
Jebać high 5 i cześć brat
Daj mi treść mała, daj mi ciepły kęs
Nie tylko seks, też, lek na męski łeb
Daj czerstwy chleb, zjedzmy zęby na życia gardle
Kochaj, nienawidź, byle kurwa naprawdę
[Grubson, Te-Tris]
[Pogz]
Nie muszę się obracać, czuję, że jest przy mnie
Do wszystkich tak przywykłem podchodzę selektywnie
Słów nie rzucę na wiatr, może to mnie odróżnia
Nie umiem tak, nie mówię brat do co drugiego kumpla
Wiem, każdy ma własny świat, obok milion spraw
Ale nie żyją dla – jakby z ich planów wyciąć A
Mimo, że czas nazwie to staroświeckim
Są takie oczywistości, które trzeba by podkreślić
To dla moich ludzi, to dla moich ludzi
Bardziej nas ukształtowała beczka soli niż galony wódy
Mam o czym mówić i wiem o co chodzi teraz
Chcę wiernej grupy a nie kumpli na sobotni melanż
By co niedziela zmieniać niewygodny temat i
Już nie odbierać, nie otwierać drzwi, c’est la vie
A ponoć nie ma ich, kiedy bieda trzyma dystans
Są, jeśli to nie tylko konta i nazwiska
[Grubson, Te-Tris]
Zaczynaliśmy mając nic [ten dzień, ten dzień] [gdzie oni są?]
Uwierz mamy ten w oczach błysk [ten dzień, ten dzień] [gdzie oni są?]
W żyłach kipi nam gęsta krew [ten dzień, ten dzień] [gdzie oni są?]
Tyle czekaliśmy na ten dzień zobacz ile tu znaczy nas głos
[Grubson]
Zaczynaliśmy mając nic poza wiarą, że nadejdzie dzień
Uwierz mamy ten w oczach błysk i prowadzi nas jeden cel
W żyłach kipi nam gęsta krew, serce wali jak młot
Tyle czekaliśmy na ten dzień zobacz ile tu znaczy nas głos