Benjamin urodził się w Polsce. W jego rodzinie od początku nie układało się najlepiej. Jego ojciec opuścił mamę, gdy Benjamin miał 3 latka. Mamy nie stać było na utrzymanie, więc musieli się przeprowadzić do mniejszego mieszkania. Gdy chłopiec poszedł do szkoły, nie był zbyt lubiany przez rówieśników. Często do domu wracał we łzach z licznymi siniakami. Jego mama nie wiedziała co robić. Sprawa trafiła do dyrektora szkoły, lecz i to nie pomogło. Benjamin był wyśmiewany, bo był inny. Był spokojny i nie umiał się postawić. Gdy był w 4 klasie, zmarła jego babcia. Był z nią bardzo blisko, bo często do niej przyjeżdżał. Chłopiec nie umiał sobie poradzić z brakiem babci. Mimo problemów uczył się całkiem nieźle. Zdał egzamin 6-klasisty najlepiej z całej klasy i trafił do dobrego gimnazjum. Tam spotkał dziewczynę, która od razu wpadła mu w oko, a także zaprzyjaźnił się z większością chłopców. Przez pierwsze półrocze bał się do niej zagadać. Pomogli mu w tym koledzy, którzy zorganizowali małe grupowe spotkanie na kręgielni i w pewnym momencie na chwilę zostawili ich samych. Benjamin i Maja (bo tak nazywała się ta dziewczyna) zostali od tamtego czasu przyjaciółmi. Często rozmawiali, wychodzili razem na spacery, do kina, a nawet przyjeżdżali do siebie. Benjamin dopiero pod koniec 2 klasy odważył się spytać Maję o bycie razem i wyznać jej wszystkie uczucia. Niestety, ta nie czuła tego samego, nie chciała związku. Benjamin załamał się i odciął od ludzi. Maja i koledzy bardzo się o niego martwili. Po 2 tygodniach przestał też chodzić do szkoły. Nie było go nawet na zakończeniu roku. Przyszła 3 klasa gimnazjum. Po nieudanych wakacjach spędzonych w domu, bez przyjaciół i bez mamy, która od razu po pracy kładła się spać, nie miał siły iść do szkoły. Do września nie wyszedł z domu ani razu. W końcu zdecydował się iść, bo egzamin gimnazjalny był tuż, tuż. W klasie potworzyły się małe grupki przyjaciół, którzy niemal codziennie spotykali się po zajęciach. Benjamin czuł się wykluczony. Pod koniec jesieni zaczął się samookaleczać. Jego przyjaciółmi były wyimaginowane postacie, z którymi kontaktował się zamykając oczy i wyobrażając je sobie. Rzeczywisty świat został zastąpiony światem ze snów. Po szkole kładł się spać, żeby robić rzeczy, które zawsze chciał. Wigilię spędził z mamą od której na prezent dostał bilety na wspólny wyjazd do Paryża. Bardzo się ucieszył. To miał być pierwszy raz, kiedy byłby za granicą. Połowę ferii spędził we Francji. Zafascynował się sztuką i architekturą. Zrobił masę zdjęć, które potem wydrukował i powiesił w swoim pokoju. Kolejne pół roku minęło mu bardzo szybko, mimo smutku i bólu, który przeżywał każdego dnia w szkole. Test gimnazjalny zdał bardzo przeciętnie, ale trafił do całkiem dobrego liceum. Nudne wakacje powtórzyły się i w tym roku. Benjamin powędrował w bardzo głębokie stany depresyjne. Praktycznie nie jadł i nie pił, a z łózka wychodził tylko do toalety. Chęć poznania nowych kolegów wyciągnęła go z pokoju. Po tygodniu w szkole mocno się zawiódł. Nie potrafił przełamać nieśmiałości, a nikt też nie zainicjował z nim żadnej rozmowy. Na jego oczach ludzie budowali swoje nowe relacje, których on także bardzo potrzebował. Dostrzegł kolejną dziewczynę, która mu się spodobała, ale teraz już nawet nie próbował jej poznać. Po miesiącu w liceum nauka przysparzała mu bardzo dużo kłopotów, a brak wsparcia mu w tym nie pomagał. Został sam na lodzie. Silne myśli zawładnęły nim i nie potrafił sobie z nimi poradzić. Myślał już tylko o jednym - samobójstwie. Nie potrafił płakać, okaleczanie nie sprawiało mu bólu, nie miał żadnych marzeń i żadnych celów. W połowie grudnia napisał list pożegnalny do swojej mamy i do dziewczyny która w liceum wpadła mu w oko. Opisał jej całą swoją sytuację i uczucie które towarzyszyło mu, gdy patrzył na nią na każdej lekcji. Zarówno jego mama jak i dziewczyna która mu się podobała miała urodziny tego samego dnia, tuż przed wigilia. Benjamin zaczął gromadzić duże ilości leków. 23 grudnia o 10:00 wrzucił list pod drzwi dziewczyny, a mamie położył na blacie w kuchni. Jego mama wracała wtedy z pracy o 20:00. O 18:00 Benjamin powiesił sznur na haku, który wcześniej przywiercił do sufitu, wziął nóż i zażył 30 tabletek hydroksyzyny ukradzionej mamie z torebki, 70 tabletek Apapu, pociął swoje ręce, brzuch i szyję. Stanął na krześle, włożył pętlę na szyję i wykopał spod siebie krzesło... Hak, który wcześniej przytwierdził do sufitu wyrwał się. Rany były zbyt płytkie, żeby mógł się wykrwawić. Ostatecznie upadł na ziemię rozbijając sobie głowę. Z jego czaszki wypływał płyn mózgowo-rdzeniowy i mieszał się z kapiącą krwią. Zmarł po 15 minutach... Co z listem? Mama nie przeczytała go, bo pod wpływem widoku zwłok syna wyskoczyła z 6 pietra łamiąc kark, dziewczyna natomiast miała równie ciężkie życie co Benjamin, chłopiec również jej się podobał, ale wydawało jej się, że nie zwraca na nią uwagi. Czytając list wieczorem, po powrocie ze spotkania, wiedziała że jest już za późno. W płaczu weszła do wanny, nalała gorącej wody, chwyciła żyletkę i szybkimi ruchami podcięła sobie oba przedramiona, uda i żebra. Po 20 minutach zmarła