Verba
Toksyczni Rodzice
[Intro]
Ona stoi tam, ponad ulicami
Na tym gzymsie co się kruszy pod nogami
Trzyma w dłoni list, ale nie miłosny
Napisany chłodno, bez zbytniej wirtuozji

[Refren]
Mamo i tato nie byliście idealni
To nie działa tak, że powiecie mi: "Weź się ogarnij"
Na ten świat się nie prosiłam, błędna filozofia
Jeśli wy mnie nie kochacie, to kto ma mnie pokochać?
Nie mieliście siły, by powiedzieć że coś znaczę
Nie chcieliście widzieć, że Wasze dziecko płacze
Wasze życie beze mnie byłoby łatwiejsze
A moje samotne zawsze było i będzie

[Zwrotka 1]
"Przyszłam na ten świat, w dniu który miał być świętem
Pewnie myślałam, że cieszycie się, że jestem
Pewnie zapomnieliście kupić balony
A mój pokój przypadkowo był nieurządzony
W naszym domu imprezy były wieczne
Ja cieszyłam się waszym szczęściem
Choć po libacjach odbijało tacie
Ja myślałam, że się kochacie
Dorastałam w świecie marzeń i obietnic
Które pozwalały Wam ode mnie się opędzić
Zawsze inni byli lepszy, byli ładniejsi
Byli mądrzejsi, byli kurwa najfajniejsi
Czasem płakałaś mamo, to była depresja
Nie radząc sobie, zachciało ci się dziecka
Ale kochana mamo, szybko zrozumiałam
Gdy powiedziałaś: "Żałuję, że cię nie wyskrobałam"
[Refren]
Mamo i tato nie byliście idealni
To nie działa tak, że powiecie mi: "Weź się ogarnij"
Na ten świat się nie prosiłam, błędna filozofia
Jeśli wy mnie nie kochacie, to kto ma mnie pokochać?
Nie mieliście siły, by powiedzieć że coś znaczę
Nie chcieliście widzieć, że Wasze dziecko płacze
Wasze życie beze mnie byłoby łatwiejsze
A moje samotne zawsze było i będzie

[Zwrotka 2]
"Dzięki Wam nauczyłam się w ludzi wątpić
Moi rodzice potrafili mnie odtrącić
Małe dziecko rodziców kocha bardzo
Pomimo tego, że oni swoim dzieckiem gardzą
Teraz nie umiem kochać, nie umiem ufać
Boję się, bo każdy może mnie oszukać
Chyba nie wiem co znaczy kochać kogoś
Dla mnie jest psycholog i czarny kolor
Dzień ojca, dzień matki - kogo to obchodzi
Nauczyłam się, że nie mam urodzin
Dziewczynki miały lalki, chłopcy samochody
Ja miałam zimny obiad i w sinikach nogi
Nie moja wina, że macie chore ambicje
Lepiej by było mieć córkę dentystkę
Tu Was zostawiam, będzie wam łatwiej
Za dużo już tych poświęceń dla mnie"
[Zwrotka 3: Mikołaj Hemmerling]
Wiem co czujesz, to opowiem ci historię
Też to przerabiałem, masz kilka moich wspomnień
Pusty mały pokój, w wielkim domu siedzę sam
Za oknem księżyc patrzy i oświetla plac
Szepty, może dźwięki i wasz gorzki żal
Który z czasem zrodził we mnie wieczny lęk
I te fobie których ja nie chciałem sam mieć
Które znam tak dobrze i na pamięć
O których opowiadam tak jak zawsze
Bo próbowałem już zatrzymać czas, próbowałem
Chcę być sobą, silną osobą
Która zniesie każde złe i puste słowo
I Wasze to i owo i wytrzyma każde starcie
Byle było, było tak jak dawniej
Tak się bardzo pomyliłem, teraz siedzę sam na ławce
W ręku trzymam tą somarkę, może znajdę w niej oparcie

[Refren]
Mamo i tato nie byliście idealni
To nie działa tak, że powiecie mi: "Weź się ogarnij"
Na ten świat się nie prosiłam, błędna filozofia
Jeśli wy mnie nie kochacie, to kto ma mnie pokochać?
Nie mieliście siły, by powiedzieć że coś znaczę
Nie chcieliście widzieć, że Wasze dziecko płacze
Wasze życie beze mnie byłoby łatwiejsze
A moje samotne zawsze było i będzie