Eripe
Zbyt proste
[Eripe]
Nie będę zgrywał filozofa z przerośniętym ego
Ale to nie żaden Kant, kiedy robię coś z Nietzschego,
Mam pociąg do złego, coś jak TGV do piekła
I wierzę, że prawda lepsza tu niż dążenie do piękna
Wanna-be poeci, nikogo ich potok słów nie rusza
Wożą się jakby wciągali koks prosto ze stóp Jezusa
Czytam newsa na portalu – ‘płyta rozpierdoli scenę’
Przesłucham i żałuję, że nie jestem Beethovenem
Znowu jakiś typ niby pancze, flow, technikę miesza
A wciska taki kit, że aż Windows mu się wiesza,
Jego okna kreatywności przesłania ignorancja
Jedyna szansa, by dobrze leciał – defenestracja
Patrz jak spada znowu, pytasz o powód? Nie biorę jeńców
Teraz puka od spodu w drugie dno tych wersów
Bragga proste, takie linijki to każdy sobie skrobie
Zanim powiesz, że chujowe, to rozkmiń chociaż połowę

[Zygson]
Marzy elita, by mieć te mordy na klipach
Co z tego, skoro tu nie mają formy na bitach
To jest Kraków, tu każdy po swoje musi biec
By w tym mieście nikt nie stanął na szlaku po czek
Nie kumają moich wersów? No to mają szczęście
Bo te linie tak tu kopią jakby miały napięcie
Chcę robić hajsy w branży, ale co - nie ma miejsca?
To nagram CD, po latach będą szukać mnie jak Eisa
Co z tego? Chcę robić sos z tego
Zrobić, ale nie tworzyć czegoś prostego
Chociaż piszę te wersy, mam też swoje zdanie
Więc mówię, bo nie lubię, kiedy słyszę słabe granie
Nie ma talentu w Polsce? Lepiej wyjdź przed szeregi
Zobacz, typie, i przestań wydawać krążki kolegi
Zawsze na 100%, to nie będzie nigdy mitem
Zygson, Eripe – rozpieprzą bitem elitę (yo!)
[Eripe]
Cwelom środkowy palec, chcą całą rękę jak zawsze
A zjedzą na tym zęby i ledwo przełkną porażkę
Postawili kreskę na mnie, ale to ironia, ziomek
Mają wersy tak proste jak te ich kreski fety na stole
Ja się nie pierdolę, wolę polec niż się poddać tu
Nawet pod respiratorem mogę tobie sprawić ból
To tak chore, że się boję, że mnie tutaj zamkną w chuj
Bez klamek pokoje, co jest, ziomek, znów zrobiłem gnój
Słabych porozstawiam po kątach, nawet w Koloseum
Po tych zwrotkach twoje miasto zapłonie – mów mi Neron
Taki terror na bani, czujesz się jak w Strefie Gazy
Trzeźwy czy naćpany, fazy chore jak Boscha obrazy,
Bez maski jak Stanley Ipkis z domu nie wychodzę
Ty masz szansę na Stanleya puchar, zostałeś na lodzie
Ja chcę szlifować ten styl, by stawać się lepszym
I składać te wersy aż do grobowej deski![Tekst - Rap Genius Polska]