​be vis
Waterfall
[Verse 1]
Znowu nie tak miało być mała, nietakt przejawiają sny w zamian
Jakkolwiek te starania, żeby unieść w gorę się zamęczą, więc powoli wraca karma
Sam znów spadam, choć staram się jak Syzyf
By donieść to wszystko tam gdzie chcę, a wiesz, że na rekę nie bedzie te szukanie winy

A introwertkiem bezmyślnym, wyrywnym, wkurwiającym jestem
I żyję przeszłością i załuję tego i tęsknie i gryzie te sumienie wiem, że
- się to prędko nie zmieni, dlatego nagą prawdę już ubieram w Louis Vui
A dawny smutek mieszam po raz kolejny ze Sprite'm, bezgranicznie wolny znów cynicznie wracam do tych chwil

Cii, chodź ze mną... krzywo patrzę na te proste sprawy
Latam z głową w chmurach, dla nich 'Sky's the limit', zatem mordkę zamknij
Podejście to mam jak ziomki, nie potrzebne wszelkie spory mała, wiem że robisz co chcesz
Przez co pale znowu jointy albo pisze nowe zwroty, kiedy myślę sobie o tym jak mi było z Tobą dobrze


[Verse 2]
Nie doceniam nic, bo przecież doceniam to wszystko co mam
Wiem, że mnie rozumiesz, choć ja siebie sam nie, to całkiem normalne, sumienia mam brak
Na fart? Nie liczę. Mam hajs? Nie liczę
Na innych też, na sobie zawiodłem się, więc co mi tu zostaje, sam nie wiem gdzie

I którędy powininem dalej w to biec, po co i dlaczego stale coś tu widzę w Tobie
Przechylić chcę szale w końcu na tę moją stronę, wszystkie przemyślenia niech się staną nieistotne
Teraz przestań kotek, choć znów nie mogę spać spokojnie
Przez echo wspomnień lub tę alegorie, tak ma być widocznie, I don't care, please come back...

A nie jestem jak te typy, co po kolejnym koszu, myślą, że to NBA
Serio czasem i tak bywa nie? No wlaśnie
B€ VI$ autsajder, no i nie traktuję tego za jakikolwiek wstyd
A wiesz, że o mnie w mieście stale mowią co niego za typ

Nie chce więcej nic...
X8