Lubie tak siedzieć wieczorem, bezczynnie ze zmiennym nastrojem
Czasem o życie się boję, choć z natury jestem pewnym siebie gnojem
Nie chce tego życia pętli, stać mnie na wiele nie chodzi o ten kwit
Nie wszystek umrę gdy pisze ten wersy
Za małolata chciałem być jak Messi
Pierdole typie te twoje pięć minut
Fajnie, że masz fanbase, ale to jest nic
Ja robię te rapy dla ludzi kumatych, nie dla zwykłej szmaty której robisz hit
Osiedle, podziemia czy dupy z Tumblera
To nic tu nie zmienia jak rozumiesz myśl
Stać mnie na więcej niż trzymam w kieszeni
Te ambicje kiedyś pospełniają sny
Piszę nie dla mnie, nie dla was
Piszę bez celu, a po coś
Zmierzam do celu czy dokąd?
Jak drogę malują mi Warhol i Pollock
Chyba zawiesił się Windows
Zamykam okno, bo trochę mi zimno
Zamykam okno, bo nie piszę dziś z nią
Krople na szybie do rana mi wyschną
Jak rany co goisz od lat
23 blizny za nie, a nie wat
Jordan Belfort, a chcę dalej w to grać
Włożyłem wiele nie wiele byś dał
Nie lubię ludzi, bo nudzi mnie fałsz
Nie pytaj czemu w szkole siedzę sam
Nie pytaj czemu dalej idę sam
Nie spytasz czemu zrobiłem to sam
W liceum znów nieobecny
Nie wiem, głową czy fizycznie
Tato ja wyjdę na ludzi pokaże tylko, że można muzycznie
A wagę stracę na lato, siedzę i popijam latte macchiato
Sami frontmani, a stale za kasą
Ich jako śniadanie zostawię na rano
Zakazane rzeczy mnie kuszą jak nic
A jak robię te rapy, to robię jak nikt
Wolę twoje IQ, a nie twoje ID
Twoją duszę, nie dupę jak chodzi o styl
I nie myślę o tym co wpiszemy w CV
Słabą notę ma dla mnie ocena jury
Tak wiele mówię kiedy milczę, jebie cały biznes
Tworzę własne filmy, a sceny lepsze niż Spielberg
Smutek, radość, wieczór, rano
Los rozdaje tani tarot, oddaje to co mi dano
W podróży po niepewności
Bawię się prawie jak w Las Vegas Parano
Lubię tak siedzieć wieczorem, bezczynnie ze zmiennym nastrojem
Czasem o nic się nie boję, mimo to zacieram swoje zimne dłonie
Nie muszę nic udowadniać, panny się w koło kręcą na melanżach
Samica pierwsza w alfabecie samca
Potem Omega, gdy dopiero Alfa
Wyścig szczurów każdy przegra, coś ci każe biec
A hieny czekają na słabość, gdy jesteś wierny jak pies
Ja zawsze w chuju miałem wszystko, tak jak wasze widowisko
Stojąc vis'a'vis z prawdą, zgadnij co włożyłem w mrowisko
Połowa miasta jest ze mną, druga połowa mnie nie zna
Nowe przeszkody nie męczą, za długo niosę ten ciężar
Który zamienia się w lekkość, kiedy układam ten spektakl
Powoli łapie mnie senność, chciałbym się dobrze odespać