Chodzę z kieszeniami pełnymi pieniędzy
W podartych spodniach bo sprzedałem własny mózg
Za pół bani jakieś trzy godziny pod narkozą i jeszcze trzy godziny snu
Dwa procesory, osiem rdzeni zenit
Jestem zupełnie nieczuły na ból
Mam odporność psychiczną i już niczym mnie nie zniszczą
Ograniczam odbiór i kontroluję słuch
Wyrzuciłem dziś do śmieci pełne garści tabletek
Pojemnik, w którym żyłem od dawna jest śmieciem
Od dawna nie jestem człowiekiem
Nie potrzebuję tlenu, bo jutro zmieniam planetę
Ciągle unoszę się nad taflą zamarzniętych miast
Ludzie są zahibernowani
Za nich żyją surogaci, bo się boją kłamstw
Profile wczytuje Konami
Nie wiem czy było warto bo dziś śpię na kablach
Przesyłam sekwencję bezdusznie bo mi ktoś ją zabrał
Zaniechałem dialogów, każdą odpowiedź binarna
I brakuje człowieczeństwa mi, brakuje światła
Szklane tętnice zamiast zimnych krat
Modlitwy szepczę w drugą stronę
Chroni mnie woda, czemu tylko tam
Zastyga dźwięk, ale nie tonie?
I nie wiem czy noc umiera, nie wiem czy dzień wzrasta
W kaplicy z małych kostek wredna życiem nietykalna
Mój neonowy cień i moja krew jak w nich ta mantra
Wciąż nie dają człowieczeństwa mi, nie dają światła
[Tekst i adnotacje na Rap Genius Polska]