Golin
Chwila, moment
[Verse 1: Junes]
Mówisz chwila, moment, coś ci zaraz powiem
Ale ja kurwa nie chce słuchać znowu o tobie
Nie chcę dojrzeć w moment tego co ukrywasz
Więc od razu mów co chcesz ziomek i wypad
Rozumiesz, chcę od tego odbić po prostu
Wyrzucam plany do kosza, idąc po rozwój
Wyrzucam litry piany, bo ktoś tu
Znowu chce wziąć mnie jak wtedy pod chuj
Kurwa, chcę mieć spokój, to niby mało
Tu w świecie idiotów, gdzie prawdziwi kłamią
Gdzie lamusy robią z siebie wirachów, co?
Piona dla przyjaciół, tchórzom kupa strachu
Kumasz, na chuj oni chcą być blisko mnie?
Ja jak Wankej chcę mieć to wszystko gdzieś
Na razie skupiam się na bycie i pensji
Bo nie spłacę kredytów za bycie MC

[Verse 2: Kotkuler]
Czasem mam takie momenty, że nie muszę myśleć
Sercem patrzę, sercem czuję, tak czytam chwile
Wyrzuć z głowy cyfrówkę, nie wiem jak wyjdę
Pcha mnie w nieznane, pierwszy stopień tu z instynktem
To coś jak noc przygodą kiedy procent płynie
Albo lot w nieznane i wycieczki po Londynie
Bo to, co nam zostanie na przyszłość to chwile
W których rozsądek szedł w cień przy adrenalinie
Widzę niebo, nie myślę, czuję ciepło to dziś sen
Zmieniam piekło nabyte na więcej niż czyściec
Idę swoją drogą, zaciągam się dymem
Wpadam w wir wydarzeń, do których mam sentyment
Bo kiedy od szaleństwa dzieli mnie centymetr
Wracam w przeszłość i przełykam ślinę
Zmieniam bunt w głowie na luz człowiek
Pod stopami mam puch, a nie płyty chodnikowe
[Hook]
Ja chcę wiedzieć co powiedzieć, gdy pytasz co u mnie słychać
Łapię te chwile i znowu mogę oddychać
To skrawki życia, te lepsze, te gorsze
Dzięki którym moge znowu tam dotrzeć
Dzięki którym moge znów na nich spojrzeć
Dzięki którym znów tu świeci słońce

[Verse 3: Golin]
Życie jest sumą oddechów, podobno, nie wiem
Ale słuchając tej zwrotki, będziesz musiał odjąć jeden
Zabiorę ci go byś nie myślał o tym co nazajutrz
Zanim świat za dwa lata kopnie w kalendarz majów
Ja uciekam z kraju wiesz, czeka na mnie samolot
Stawiam wszystko na jedną kartę, nawet na zieloną
Pierdolą wszyscy, że wiedzą co to miłość
Niech odbiją ode mnie ci co myślą, że mi odbiło
Jak narazie jednak wiesz, martwić się nie mogę
Bo mam za trudy charakter dla łatwych kobiet
Miewam załamki, inspiracje Mickiewiczem
Kiedy chcę zalać robaka, sięgając po Soplicę
Nie widzisz bólu na mej twarzy, nawet przez sekundy?
Zauważysz go po mojej śmierci na całunie toruńskim
Odwiedź katakumby, tam jest moja twórczość
I nie pytaj mnie co chwilę o chwile co będą jutro
[Verse 4: 2sty]
Dziś zabiorę cię w te miejsca, do których wracam po przejściach
Chcesz coś o nich wiedzieć, podaj współrzędne szczęścia
Do rymu dodam serca, przewidywalne
Choć tak trudno przewidzieć serce naprawdę
Dziś znajdę tysiąc i jeden powodów, by być we dwoje
Nie tylko od zachodu do wschodu
Pierwszy raz ot tak znalazłem w sobie siłę
Która mnie zostawi na ostatnią chwilę
Dziś żyję, wczoraj z plecakiem doświadczeń
A jutro się dowiem, że to już tak na zawsze
Właśnie, nigdy nie byłem dobrym fotografem
Ale potrafiłem wywołać kliszę z marzeń
Zdarzeń, których wolałbym nie pamiętać
Ale jaki sens wtedy miałby ten świat
Dziś leżę na plaży, walę bronka nie koktajl
I myślę o tych chwilach ulotnych jak ulotka

[Hook]