Dwa Sławy
Ludzie Sztosy - recenzja
Popieprzmy się z literkami #słowotok
Żeby nie było niedomówień: ta płyta jest ze wszech miar genialna. Powiedzieć o niej cokolwiek innego, to jak powiedzieć, że te egipskie piramidy to fajne, ale mogli bardziej się przyłożyć i zrobić je bardziej monumentalne...
Co ciekawe przy pierwszym odsłuchu trochę się od niej odbiłem. Po kilku kawałkach postanowiłem odłożyć całą płytę na później i zostać jeszcze chwilę z K.R.I.T.'em, Cole'em i Jewelsami. "Nie wiem. Nie orientuję się" bardzo mi leżała i czekałem na kontynuację. Sławowy duet tymczasem poszedł w zupełnie inną stronę... No faaajnie, ale na koniec ogonka. Los chciał jednak, że szybko nadarzyła się podróż naszą polską koleją, która w kontekście uznania dla ostatniej płyty Sławów śmiało może uchodzić za drogę do Canossy.
Szybka dygresja. W rapie nie jara mnie moralizatorstwo, walenie systemu, informacje ile kto czego przyćpał i dlaczego świat jest dobry\zły\brzydki #Leone. To co w tym gatunku jest dla mnie solą, to te fajne dwuznaczności, nawiązania, easter eggi, zabawy formą i treścią. Stąd uwielbienie dla Bisza, Golina, Quebo i wszystkich którzy w swoim rapie zawierają cały system odesłań do dziesiątek ciekawych kwestii. Ludzie Sztosy, to dowód na to, że Sławy jak najbardziej zajmują w tym wyścigu jedną z czołowych pozycji (przez co orgazmiczny zachwyt recenzentów i w efekcie handjobowe recenzje są w pełni uzasadnione) #Lance_Armstrong. Te metafory są tak pomysłowe, że ślepy zobaczy geniusz, a jednocześnie tak przystępne i zrozumiałe, że słuchacz myśli: "Sam mógłbym na to wpaść". Tak - hashtagi Sławów to ten sam poziom geniuszu co koło i ogień.
Tym razem zacznę nietypowo od muzyki. Astek i Rado mogliby zarapować nawet pod odgłosy lasu i pewnie byłoby to słuchalne. Po co jednak, skoro DJ Flip i Marek Dulewicz mają po szufladach pokitrane podkłady, na których nawijka dwusławowa idealnie leży i, co nawet ważniejsze, które pokazują, że ten duet nie zamyka się w żadnych ramach #freski_sykstyńskie. Bity to 40% sukcesu tej płyty. Przy tak przekminionych tekstach Sławów, to olbrzymi komplement dla producentów. Jako przykład sprawdźcie kawałek "Człowiek sztos"
Co do czynnika, który sprawia, że od płyty nie można się oderwać krótko - wszystko jest tu w warstwie tekstowej GENIALNE. Popatrzcie choćby na misternie zbudowaną formę i zmiany co 4 linijki w "SMGŁSK", prześmiewcze spojrzenie na smutne storytellingi z "O sportowcu, któremu nie wyszło", czy w końcu roast urządzony telewizji w "Hate-watching". Wszystko to doprawione sporą dawką humoru (brakuje mi tego czynnika w rodzimym hip-hopie). Bezkompromisowy rap na najwyższym poziomie.
Kończąc rzucę tu trochę pesymizmu... Nie dotyczącego płyty, bo to niemożliwe - należy do wąskiego grona dzieł, w których nic bym nie zmienił. Co mnie martwi, to fakt, że to wydawnictwo, które ludzie powinni poznać jak najszerzej i które powinno natrzaskać autorom miiiiiiiilions, and miiiiiilions of dolars #The_Rock. Tymczasem jak to u nas... Złote płyty pójdą do Gangu Albanii i Demonologii, a spora część słychaczy dalej będzie kalać tę kulturę bluźnierczym pytaniem: "Dwa kto?". Mam kurewską nadzieję, że to końcowe marudzenie się nie spełni. SŁAWY W KAŻDYM DOMU!
PS. Jak kogoś wkurzają hashtagi w recenzji to pretensje do łódzkiej fabryki ładnych linijek. Po przesłuchaniu Ludzi sztosów każdy chce być jak Astek i Rado #antydepresant