Camel
Krater
Wybuchłem jak trotyl ale żyje się dalej
Wszystkie te smutne momenty gdzieś se posyłam w niepamięć
Masz przejebane na ten moment możesz pisać testament
Ja będę pisał teksty aż mi się nie skończy atrament
Wybucham zostawiam krater
Jestem tak wkurwiony nie pomoże yerba mater
Zawsze rano wstaje z takim samym dylematem
Zapierdolić się czy sobie zapierdolić herbatę

Ten błogi stan
W którym nie wiesz czy twój żywot już kończy
Jednak ten świat
Dosięga cie już końcówkami swoich kończyn

Umysł chciał iść ale serce zostaje
O mój boże a co z tymi dla których codziennie wstaje
Co z Tymonem, mamą tatą jak poradzi sobie brat
A to że mówi się Tymek powtórzę ostatni raz kurwa mać
Idę spać pomyśle rano
A co z tą którą chciałbym nazywać swą ukochaną
Chociaż nie mogę poddawać się ciągle moim złudzeniom
Tracę dla niej głowę swą jak liście drzewa jesienią

Mimo że nic
Nie zwiastuje ze będziemy kiedyś razem
Nie mogę kryć
Jest pięknym w mej czarno-białej głowie obrazem
Zostawiam go w tyle
Myślę czemu po tej ziemi chodzą jeszcze pedofile
Tok myślowy jednak trwa przez jedną bardzo krótką chwile
Bo zaraz dziecko na przystanku głośnym rykiem zawyje
Je też zostawiam tyle
I dalej myślę
Czemu zalegasz w moim sercu jak ścieki w jebanej Wiśle


Ten błogi stan
W którym nie wiesz czy twój żywot już kończy
Jednak ten świat
Dosięga cie już końcówkami swoich kończyn
Mimo że nic
Nie zwiastuje ze będziemy kiedyś razem
Nie mogę kryć
Jest pięknym w mej czarno-białej głowie obrazem

Ten błogi stan
Nie zwiastuje ze będziemy kiedyś razem
Jednak ten świat
Jest zwykłym w mej czarno-białej głowie obrazem