Tonciu
Chcę żebyś lizała moje łzy
Cześć, jestem Konrad, jestem narkomanem
Od dziesięciu lat nie byłem trzeźwy w żaden poniedziałek
Wtorek, środę, czwartek
W piątek i sobotę to dopiero grzałem
A w niedzielę nie pokutowałem

U takich jak my znajdziesz zapalniczki, łyżki wody
Zapach heroiny, kwasek cytrynowy
Pozatykane żyły
Pozatykane nosy
Poza tym same zgony
Poza tym same mordy

Nie chcę na to patrzeć jak na łzy rodziny
Jak przedawkowałem i matka myślała, że straciła syna
Jak mną telepało i leciała piana z pyska
A wokół kałuża krwi, mamo przepraszam za wszystko

Tak promuję narkomanię, jak jebany OLiS w Polsce
Moja wina, że szesnastki chcą wciągać Thiocodin nosem
Polecam, kurwa, Acodin walić w kabel bez filtracji
Nie ma w tym ironii, szmato, to był sarkazm bez aliteracji

Codziennie rano wstaję, kurwa, mokry
Szukam pompki, szukam rolki, gdzie są klony
Jestem coraz bardziej niespokojny
Dlaczego, kurwa mać, zacząłem kupować te paczki Antidoli

Cały czas mnie boli, to nie jest na niby
Mamy dużo ko..., mamy dużo hero...
Nie chcę na to patrzeć, bez tego nie zasnę
Nie chcę na to patrzeć, bez tego nie wstanę, bo nie będę w stanie

Miałem nóż na gardle
Nie mówię o sosie
A ćpunie, który trzymał mi przy krtani kosę

Miałem, kurwa, nóż na gardle
Błagam nie mów matce
I tak już nie może zasnąć
A będzie miała kolejną traumę

A potem chciałem się zabić
Bo znów miałem urodziny
A Bartuś siedział pod drzwiami
I dzwonili do rodziny

I wszystko jest, kurwa, pięknie
Wszystko się zgadza
Dopóki balon nie pęknie
Tylko, że wokół jest kwadrat

Spływa mi z jebanych rąk krew, jestem sam ciągle
I codziennie spływa mi jebana sól po policzkach
Chcę żebyś lizała moje łzy, bo mam problem
Żeby zrozumieć cokolwiek, i znowu dzwoni policja

Nie dotykaj mnie, kurwa, bo się brzydzę swoim ciałem
Nie spotykaj się ze mną, bo cię zniszczę, choć nie chciałem
Kurwa, nigdy, ale jestem toksyczny
Za dużo substancji psychoaktywnych

Miałem nóż na gardle
Nie mówię o sosie
A o ćpunie, który trzymał mi przy krtani kosę

Miałem, kurwa, nóż na gardle
Błagam, nie mów matce
I tak już nie może zasnąć
A będzie miała kolejną traumę

A potem chciałem się zabić
Bo znów miałem urodziny
A Bartuś siedział pod drzwiami
I dzwonili do rodziny

Heroina jeden strzal
Dziesiąty dwudziesty siódmy
I nawet gdybym chciał
Ale nie potrafię o tym mówić