Siwers
Czarna seria
[Intro]
Chodzisz podkurwiony, bo brakuje ci grosza
Ojczyzna pamięta, gdy chce wziąć do kosza
Sąsiad podpierdolił, że coś kręcisz na boku
Życzliwe kurwy zatrują ci spokój
Rozjebać, zniszczyć, zdemolować
Nie wiem dokąd idę i gdzie jest moja droga
Nie uniknę wideł, diabeł gdzieś się schował
Umiem nienawidzieć, świat mnie wyhodował

[Zwrotka 1]
Za darmo na ulicy dostaniesz przekopkę
Jak pijesz browar to pierdolną ci fotkę
Uśmiechnij się i nie bądź ponury
Przejebane tu mają dzieciaki z biduli
Bez nogi o kuli bezdomny pije czar Paryża
Nie ma ciepłego łóżka i satynowych pidżam
Zostawisz mu gryza, on chciałby ugryźć piach
Ma już gotowy sznurek, ale pozostał strach
To wszystko jest chore, bo na szarym końcu
Czeka czarny worek i drewniany kostium
Poniedziałek, wtorek i tak dalej w kółko
Jak nie zwiedzisz Tworek, to może wdepniesz w gówno
Chuj w to, jest źle, teraz będzie fatalnie
Nie obudź się jak narkoman na dnie
Z sitem na ręku, podziurawione kable
Napierdala w pośpiechu ale za chwilę zaśnie
Spójrz na jego twarz, zapadnięte oczodoły
Złoty strzał, życie już go nie boli
Przeszedł do historii, mówili o nim śmieć
Wyrwał się z niewoli, i się zniewolił, lecz
Co byś zrobił, gdybyś leżał w hospicjum
Na myśl o tym dostajesz szczękościsku
Koszmary, zakamary umysłu budzą zło
Zgasły latarnię, drogę okrywa mrok
[Scratch]

[Zwrotka 2]
Przyjdzie taki dzień, gdy zobaczysz czarną dziurę
To czarny sen, wszystko się skumuluje
Wejdzie pod skórę, rozjebie cię w pizdu
Pozbawi na zawsze resztek optymizmu
Dostałeś w plecy nóż od ziomala
Ty ją kochałeś, ona się z nim posypała
Wszystko ci jedno już, stracona wiara
Jesteś teraz jak odbezpieczony kałach
Poszło się jebać, już nie liczy się cena
Nie będzie jutra, nie masz nic do stracenia
Pięści z kamienia i spojrzenie puste
Ty przestałeś myśleć, nie, nie będzie ustęp
Po szóste – nie zabijaj!, nie masz tego na uwadze
Nienawiści machina, znieczulony kamikadze
Ludzie stworzyli zbira, na psychice wiele szram
Jaki będzie finał, dopowiedz sobie sam