[Verse 1: Planet ANM]
Siedzę przed kartką
Już pomału kończę album
Tyle czasu mnie nie było
Nie wiem czego się dziś słucha
Nie sprawdzałem płyt chłopaków
Któryś pewnie wjechał z buta
Ktoś się pewnie spiął na kogoś
A tantiemy zgarnął Kuba
Nie mam powodów by myśleć
Że wezmę rok na wynos
Coraz trudniej mi się pisze
Czas mój chyba minął
I tylko zimą, gdy jest ciemno
Czuję w sobie ogień
Dziś tworzę na sześćdziesiąt procent
Między prawdą, a Bogiem
Mam wrażenie, że jestem własnym cieniem
Ciągle szukam inspiracji
Tak daleko mi do Ciebie
A Ty patrzysz na mnie rano
I wieczorem, przed kolacją
Widzę Ciebie, kiedy zerkam na zablokowany smartphone
Moi koledzy mówią mi, że
W sumie, nie mamy kontaktu
Więc nie mówią mi już nic
Pomimo tego, że mój talent prawie zgnił
To wielu z nich myśli, że spełniłem sny
[Refren x2]
Zostawiłem kumpli samych
Mówiliśmy sobie "kiedyś wygramy"
Popychały nas marzenia, ideały
W głowach mieliśmy siano
W końcu ktoś je podpalił
[Verse 2: Czajnior]
Moje podium to czaszki tych
Którzy zawsze życzyli mi źle
Moje odium wkłada im maski
Odcinające im tlen
Podcinające ich żyły
Zawsze chciałem, żeby nie żyli
Nie zatrzymali mnie ani chwili
Nigdy nie mieli tak dużej siły
Mam rzeczy, które im się nie śniły
Nie wiem czy w ogóle o nie walczyli
Modlitwy im nie wystarczyły
Bóg nie był dla nich miły
Jaki był dla mnie wtedy Bóg?
I co mu mogę zawdzięczyć?
A co zawdzięczam sobie?
Przecież sam pokonuję zakręty
Wiem, że jestem zawzięty
Byłbym nikim, gdyby nie nerwy
Co rozrywają mnie na strzępy
Dzięki czemu jestem tak... biedny?
Dotknę dna i smacznie usnę
Puste szkła i setki luster
Od lat sam zapijam sukces
Wódka zgłębia mi za stu stres
Może Ciebie bawi mój pech
Gdy innych rani mój dech
Nikt nie martwi się czy pójdę
Czy umrę, czy wrócę
Dla wielu jestem celem
Dla nikogo przyjacielem
I straciłem tu zbyt wiele
Na tej drodze po karierę
[Refren x2]
Zostawiłem kumpli samych
Mówiliśmy sobie "kiedyś wygramy"
Popychały nas marzenia, ideały
W głowach mieliśmy siano
W końcu ktoś je podpalił