[Verse 1]
Chodził do którejś tysiąclatki za Gierka
Palił fajki, sąsiadki wyganiały go z półpiętra
Jego klatki, skarżyły się do Matki na synka
A w domu pół dnia lała w literatki się Żytnia
Brak Ojca od grudnia leżącej siódemki
Gdy strajkowała stocznia, płonące butelki
Na oknach milicyjnych Nys rozbijane
ZOMO dało upust krwi, gdy na pysk przyjął pałę
Jedna z ofiar, od tego czasu mieszkał sam z Matką
I rzadko jadł obiad, była trzeźwa za rzadko
Odeszła, kiedy zmienili Gierka na Kanię
Lat dwadzieścia, ta śmierć tak mu weszła na banię
Że pił rok, zapadł zmrok nad ulicami Trójmiasta
Kiedy pierwszy czołg gąsienicami ciął stary asfalt
Dostał wpierdol nie raz, nie dwa, nie trzy
Gdy milicjant mu jebnął, a on wciąż chlał i pieprzył
W lokalach te pizdy, które na kolanach klęczą
Znał jedną co za dewizy obciągała Niemcom
He, zaszła z nim w ciąże przypadkiem
Nie znalazłby gorszej kandydatki na Matkę
'84, a on z dzieckiem na karku
Co do Matki - uciekła z jakimś Niemcem do Reichu
Wyszedł na klatkę jakby małolatem jeszcze był
Odpalił fajkę i znowu się uniósł na półpiętrze dym