HuczuHucz
Jak nie teraz, to kiedy?
[Verse 1]
To nietypowy ranek
Kiedy zmartwychwstajesz i na przekór im
Przywracam wiarę dziś człowieku, i nie miałem nic
Oni od wieków w tym mieli przewagę
Zasad sporo, i zwracali mi uwagę
Teraz mogą tylko zwracać honor
Pokaże stadu jak na szczyt idzie podziemie
Ściągnąć na dół mogą mnie tylko ci co niżej ode mnie są
Skupili złość od razu na mnie
Ale kiedy utną ręce mi
I tak pokaże pazur idąc ramie w ramię
Część znajomych poszła w legal – to jest mega
Wielu tyra gdzieś choć tu i tu się liczy dobra sprzedaż, nie?
Ci pierwsi OK
Drugim głos rozsądku krzyczy
Choć na koncie zamiast sosu
Przelał los szalę goryczy im
Kto liczy kwit
I jak zmienia nas deficyt
Gdy skutki wkurwienia dużo poważniejsze są od przyczyn nieraz
I chyba to jest moje miejsce
Nie jestem czarnym koniem
Raczej białym krukiem, lecz z gołębim sercem

[Scratche] x2
Daj mi majka
Miejsce i wpuszczaj ludzi
Ja dam ludziom styl, który nigdy się nie nudzi
To jest moja pierwsza płyta
A to jest mój czas
Jak nie teraz, to kiedy niby?