[Zwrotka 1: Eps]
Kochamy ranić i rzucać słowa na wiatr
I od nowa się użalać nad sobą. Który to raz?
Samotność przytłacza i pojawia się kilka zmarch
Kilka siwych i drugie tyle przepitych szans
I znowu wkurwiam się, kurwa, męczy mnie stres
Swoje chore ambicje przez mandat odbija pies
Jak co wieczór z lodówy błękit rozjaśnia czerń
Życie nieprzewidywalne, jak strop osuwa się
Znam skrajne emocje od łez po śmierci bliskich
Jak wszyscy są głusi na Twoje prośby i krzyki
Jednym duszę leczy modlitwa, drugim narkotyki
Nosimy blizny na twarzach, by skrywać blizny
Przecież łatwo dać się zwariować w tych czasach
Jak od rana w komunikacjach wkurwia Cię ludzka masa
Chcemy tylko spokój i kogoś do kogo wracać
Żeby na stare lata spojrzeć w lustro i nie płakać
[Refren: Eps]
Kiedy zostaję sam nie wiem już jak
Ciągle od nowa muszę wszystko składać
Nie liczę już ran, ile ich mam
I tylko duma pozwala mi chyba tu wstać
[Zwrotka 2: BD]
Z pracy na kwadrat, ciężkie ręce od tej walki
Życie to szereg odciśniętych dni od kalki
Hieny czekają na Twój sukces
Zaśpiewają znowu: sto lat, z myślą: utop się w wódce
Jakie to smutne, i nic od nowa
Szmule dalej biorą w usta kutasa jak prowiant
Da Ci dupy, na testy odda siku
By w końcu położyć dziecko w inkubator na śmietniku
Do drzwi puka komornik
Za jeden błąd życia, bieda - good morning
Koniec dzieciństwa jak pedofilia
Zdechniemy z uśmiechem na ustach, jak Robin Williams
Z nowym rokiem zaczniemy od nowa
Popełniać za ciężkie grzechy, żeby odpokutować
Wszystko się zmienia od jednego słowa
Po dobrych płucach i sercu zostaną pustkowia