Lukasyno
Bez Złudzeń
[Zwrotka 1: Pih]
Urodziłem się na wschód od Edenu
To był ogród zła, tu kwitły grona gniewu
Instynkt samotnego wilka, wśród naturalnych wrogów
Znam dzisiaj ich twarze, za to dziękuję Bogu
Jak pod taflą lodu, samotność i chłód
Życie - ktoś ci znów wyciąga dywan spod stóp
Uważaj, gdy mówią, że przyjaźń jest siłą
Skończysz w noclegowni miejskiej, walcząc o wyro
Nie ma nic poza żółcią, jest z tych, którzy światło kradną
To otruty szczur, który karmi sobą stado
Ociera się o dobrych ludzi, żeby być czystszym
Typ chciwej prostytutki, froterysty
Rzewna historia z prowincji, na do widzenia
O frajerach, co bobrują kumplom po kieszeniach
Uchwyceni na zawsze, w żałosnym kadrze
Oko reżysera, z palców robię im ramkę
Jak gra w teatrze, kompleks samarytanina
Z ich masek spływa ciężki makijaż
Dziś znam ich cenę, za hajs dadzą dupy
Powykręcane, z gumy kręgosłupy

[Refren]
Jesteś w porządku, to stracisz, uwierz
Chwal zawsze swoje, nigdy cudze
Się okazało, kurwy, nie ludzie
Patrz na to trzeźwo i nie miej złudzeń
Bez złudzeń
[Zwrotka 2: Sokół]
Proste rymy, bo to prosta opowieść
Skurwysyny chodzą po cienkim lodzie
Duszę tą kurwę, gniew, co się zowie
Za swoje winy przed Bogiem odpowiem
Nie łatwo zgasić gromnicę pamięci
Ale na mściwych życie się zemści
Jak na ten brud jesteśmy czyści
Nigdy nie czułem miłości do nienawiści
Chcę się uśmiechnąć, ale nie mogę
Radość życia zabrał mi człowiek
W zeszłą niedzielę płakałem nad grobem
Nad sobą płakałem, że mam serce stalowe
Ta obojętność jest większa niż wszystko
Ale wciąż wierzę, wygram z tą dziwką
Dłuży się czas, choć świat mija szybko
Mam swoich bliskich, to trzymam ich blisko
Zmarnować życie, planując odwet?
Chujowy plan, bardzo niemądre
Ale nie będę się wahał w potrzebie
Podejmij atak, to cię odjebię
To nie jest żart i jebana przenośnia
Pamiętasz kielich i ostatnia kropla?
Żyję w czystości, pomocą służę
I nie zostawiam tu żadnych złudzeń
[Refren]

[Zwrotka 3: Lukasyno]
Mogą wierzyć w swą świętą prawdę - cóż z tego
Jeśli słowa z czynami mają gówno wspólnego
Pozoranci, wszyscy siebie warci
Ich teatrzyk, jak im grają, będą tańczyć
Każdy z nas dawno obrał swoją drogę życia
Wszystkich nas rozlicza Pan Bóg i ulica
Dziś widzę dużo więcej, do obcych z dystansem
Inaczej dziś patrzę na całą polską rapgrę
Chcesz, to zgnij na schodowej klatce
Lub pokochaj showbiznes, pozuj se na gwiazdę
Na twej ulicy nie traktują cię poważnie
Kto urodził się kurwą, nie zdechnie kanarkiem
Kanalie spłyną ściekiem zapomnienia
C'est la vie, szansy nie ma, nie do zobaczenia
Kiedyś obudzą się, z ręką w nocniku
I przypomną sobie o tym, kto był kim w ich życiu
Więzy z pieniędzy, między ludźmi łatwopalne
Ślepi włóczędzy, jak domino każdy padnie
Myślę realnie, żyję normalnie, puenta finalnie
Marność nad marnościami, wszystko marne

[Refren]