Lukasyno
Bez kitu
[Zwrotka 1: Paluch]
B.O.R
Daję prawdę bez kitu
Wciąż niewygodną
Nie twórca mitów, na faktach gadka
Na prawdziwe życie
Wciąż na żywo podgląd
Albumy to wszystko na serio bragga
Nie żaden dworek z rodowym herbem
Choć wielu pewnie chciałoby tak żyć tu
Prędzej toporem i uciąć rękę
Bez kitu, wielu cię zabije dla zysku
Obyś za szybko nie zmienił się w popiół
Jak z najtańszej paczki te puste szlugi
Jak nie dbasz o jakość życia, jebany młotku
To jechać tobie będą nawet wnuki!
Nie ma tu miejsca na kłamstwa
To nie przedwyborcza ściema
Przeczeka ropa na plastrach
Psyche znów pudruje chemia

[Zwrotka 2: Bilon]
Bez kitu - całkiem lecą szyby
Bez kitu - szklarz został chujem
Bez kitu - najczęściej potwarzą ten co ciemnotę ci wciska
Do tego się pruje, zwieracze
Mocno zaciska byś smrodu nie wyczuł gnijącego gówna nie wyczuł
Nierówna proporcja znaczenia
Bo kiedyś znaczyło to więcej niż dzisiaj kapusta
Pusta, respektu kiermana, a pełna czara goryczy mentalu
Gdzie zamachy stanu naprawdę są chlebem powszednim
A rozsmarowany jest na nich farmazon
I chu* dla mnie znaczą, bez kitu zapłaczą
Bo kwitu zabraknie, a nikt nie oszczędzi
Rozliczy ich dotyk czasu
[Refren: Fidżi]
Każdy chciałby godnie żyć
Nie każdy ma na to szansę, byku
Słyszysz, to ulicy krzyk
Nie ma szans bez ulicznego krzyku
Kusi nielegalny syf
Szybkie fury, tysiące w pliku
To wszystko nie znaczy nic
Gdy zapalasz znicz
Ci mówię bez kitu
Każdy chciałby godnie żyć
Nie każdy ma na to szansę, byku
Słyszysz, to ulicy krzyk
Nie ma szans bez ulicznego krzyku
Kusi nielegalny syf
Szybkie fury, tysiące w pliku
To wszystko nie znaczy nic
Gdy zapalasz znicz
Ci mówię bez kitu

[Zwrotka 3: Lukasyno]
Nie szedłem tu po to żeby zawracać
Waga słowa, nie truizmy
Pot na mych skroniach
Brud na mych dłoniach
Drzazgi, blizny, duma mężczyzny
Nigdy nie poszedłem na łatwiznę
Z dala od tych
Co tu wietrzą tylko biznes
Tam skąd pochodzę rap pomagał żyć
Dawał nam siłę, nadzieje i respekt
Z ulicy wyniosłem to co najlepsze
Bez parcia na szkło, poklask, splendor
Już w łonie matki pętla na szyi
Zrodzony do walki przywracam tętno
Był proch, wirtualny tron oplotą ciernie
Gdy padnie Internet
Tusz zmieszany z gęstą krwią
To moje show, tylko chwała i wieczność
[Zwrotka 4: Fidżi]
Szkoda zdrowia na stres
Wbite w ciebie mam, jeśli zaprawiasz kitem
Taki sam jak i wstecz parę cyfer
Tolerancji zero dla fałszywych dziwek
Obyś z fartem ziomek dojechał na metę
Nabił kieszeń i nie żył na krechę
Kiedyś postrach i samary setek
A dziś sam został i wpierdala fete
W życiu bywa różnie, bądź losu panem
Pójdzie z planem jak dbasz o interes
Jeden błąd, odbywasz kare
Tutaj wszystko bez kitu
Życie szybkie jak eres
Znów aferę komuś kręcą dla kwitu
60-tki co robią z siebie gitów
Z roku na rok coraz więcej syfu
Jechać trzeba z tym bez kitu

[Refren: Fidżi]
Każdy chciałby godnie żyć
Nie każdy ma na to szansę, byju
Słyszysz, to ulicy krzyk
Nie ma szans bez ulicznego krzyku
Kusi nielegalny syf
Szybkie fury, tysiące w pliku
To wszystko nie znaczy nic
Gdy zapalasz znicz
Ci mówię bez kitu
Każdy chciałby godnie żyć
Nie każdy ma na to szansę, byku
Słyszysz, to ulicy krzyk
Nie ma szans bez ulicznego krzyku
Kusi nielegalny syf
Szybkie fury, tysiące w pliku
To wszystko nie znaczy nic
Gdy zapalasz znicz
Ci mówię bez kitu