Lukasyno
Obiecałem Sobie
[Refren]
Obiecałem sobie, udowodnię, że potrafię to zrobić tak, żeby serce mocniej zabiło
Twoje serce zabiło, moje serce zabiło
Nie po drodze mi z nimi, ich rap jak fałszywe pieniądze, za które chcą kupić ulicy miłość
Mojej ulicy miłość, twojej ulicy miłość
Obiecałem sobie, udowodnię, że potrafię to zrobić tak, żeby serce mocniej zabiło
Twoje serce zabiło, moje serce zabiło
Nie po drodze mi z nimi, ich rap jak fałszywe pieniądze, za które chcą kupić ulicy miłość
Mojej ulicy miłość, twojej ulicy miłość

[Zwrotka 1: Lukasyno]
Znów bloki niech nucą te wersy
Jak wtedy, gdy przez Dziesięciny jechałem Mercem
Z ojcem na taksie jak zmiennicy 24h klepaliśmy pęgę
Kumpel ze śrubokrętem latał na radia, inny latał na wędkę
Życie toczyło się nocą i za dnia, nikt się nie chwalił patentem
Dzisiaj mam więcej dystansu, mój rap to na skórze dreszcze
Ich gadka do mnie nie trafia, znam tych, co żyli na ostrej krawędzi
Wiem, ile waży ma dyskografia, doceniam dzieciaków z talentem
Prawdy nie muszę ubarwiać, kto niesie wartość, poznasz po jego fanbejsie
Kiedyś studio, kanciapa, w kilku na jednym majku, ADAT, Amiga, adapter
Długopis, kartka, na Towarowej z Dejotem odpalony mad tracker
Tor wokalowy za sześćdziesiąt k, w Wemie szyjemy z Markiem
Looptrotter, Focusrite, Brauner, tylko on wie, ile to warte

[Refren]
Obiecałem sobie, udowodnię, że potrafię to zrobić tak, żeby serce mocniej zabiło
Twoje serce zabiło, moje serce zabiło
Nie po drodze mi z nimi, ich rap jak fałszywe pieniądze, za które chcą kupić ulicy miłość
Mojej ulicy miłość, twojej ulicy miłość
Obiecałem sobie, udowodnię, że potrafię to zrobić tak, żeby serce mocniej zabiło
Twoje serce zabiło, moje serce zabiło
Nie po drodze mi z nimi, ich rap jak fałszywe pieniądze, za które chcą kupić ulicy miłość
Mojej ulicy miłość, twojej ulicy miłość
[Zwrotka 2: Profus]
Obiecałem sobie, by nie zawieść nigdy, bo sam mam blizny i znam ryzyko
Że obrócę ból cały i doznane krzywdy w wiolinowy wytrych i się uda z muzyką
Znalazłem wyjście, nie bez asysty, zbyt długo błądziłem drogą donikąd
Uświadomiły mi to słone łzy, gdy na prochy bliskich nasuwali lastryko
Obiecałem sobie pókim żyw, by zapewnić byt im i się uda mi to
Tak wiele lat byłem tutaj nieuchwytny, by dać się wygryźć dziś przeciwnikom
Obiecałem sobie oraz mym najbliższym, nie zejść z wytycznych, póki mam ten wigor
Zbuduję z tą samą siłą, którą żem niszczył, to styl uliczny, wciąż iść na żywioł
Od paru lat na mnie nie czyha, z wyboru nadal banita
Prawdziwa rapgra to dżihad, muszę to nagrać, bo aż mnie rozrywa
W klubach choć to nie bangla, dudni pod klubami w brykach, gdy bramka
Kogoś wyrzuca to w furze wymianka, miłej zabawy jak dym się ulatniam

[Zwrotka 3: Nizioł]
Słowo to słowo nie bierze się znikąd, słowo na mordę dłużnikom
Słowo ma trafiać, nie głaskać paniką, najmniej znaczą ci, co najgłośniej krzyczą
Mój styl to nie łatwizna, muzyka prawdziwa nie fikcja
Mój rap to ja, to gra, bo mam dystans, jestem normalny, nie gram turbo świra
Potężne zaplecze, od zawsze na zawsze, niezależna kieszeń
Traki składaki na prędce, przekaz mam, to najważniejsze
Obiecam, dotrzymam, nawijam o czynach, gdzie bywa, że przypał w żyłach krew ścina
Się sprzeda padlina, lecą na pół gwizdka, styka, czytaj, nie nasza liga
Moralny kręgosłup, nasi słuchacze dorastali z nami
Po prostu, prosto z mostu, gruby kot hasa własnymi ścieżkami
Obiecałem sobie, że nie ma kopiuj, wklej
Jak pada to pada na cień, CBD zazwyczaj na sen
Na luźnej szelce, lecę tę kwestię
Inaczej nie umiem, bo inaczej nie chcę
I to jest różnica, która odróżnia kotka od kocura
[Refren]
Obiecałem sobie, udowodnię, że potrafię to zrobić tak, żeby serce mocniej zabiło
Twoje serce zabiło, moje serce zabiło
Nie po drodze mi z nimi, ich rap jak fałszywe pieniądze, za które chcą kupić ulicy miłość
Mojej ulicy miłość, twojej ulicy miłość
Obiecałem sobie, udowodnię, że potrafię to zrobić tak, żeby serce mocniej zabiło
Twoje serce zabiło, moje serce zabiło
Nie po drodze mi z nimi, ich rap jak fałszywe pieniądze, za które chcą kupić ulicy miłość
Mojej ulicy miłość, twojej ulicy miłość