Slums Attack
Doskonały przykład (218)
[Refren]
Dałeś doskonały przykład, jaki być nie powinienem
Czy różnimy sie znacznie? Tego nawet ja nie wiem
Ale obiecałem sobie, że coś w tym życiu zmienię
Nie wiem, czy mi wyjdzie, lecz się staram być człowiekiem

[Zwrotka 1: Peja & Waldek]
Ten strach jako towarzysz w drodze na ostatnie piętro
Czy drzwi wejściowe całe i czy czeka mnie tam piekło?
Sam nieraz wyważałem, te drzwi wyłamywałem
Bo do domu rodzinnego jakoś dostać się musiałem
Kiedy klucz od wewnątrz często był wsadzony w zamek
Dwadzieścia jeden / osiem – dom pełen niespodzianek
Gdzie w oknach brak firanek, od małego dzieciaka
Pamiętam w kuchni i na pokojach draka
Rodzinne zapasy przy użyciu tasaka
(Pytam się kurwa! Dzielnicowy?)
Zdarzyło się płakać, jestem zupełnie szczery
Strach we mnie wzbudzał widok siekiery
W rękach tyrana, który miał być moim ojcem
A pokazał mi w życiu same rzeczy najgorsze
I na tym nie skończę, obietnice bez pokrycia
Ile zobowiązań z Twojej strony za życia?
Muza na full, żarcie z rożna, poker
Lata osiemdziesiąte to czasy prohibicji
Menzurki i kuwety w samym stanie wojennym
Wódy widok codzienny, to domowa produkcja
Miałem zdolnego staruszka, na głowie poduszka
By zagłuszyć te bełkoty bawiącej się hołoty
Obok do białego rana, cała zgraja najebana
Wszyscy tu bywali, Waldek kieras mieszkania
Jakie doświadczenie? Zagrożenie, złe doznania!
Świeża emulsja ścienna, na niej krew rozmazana!
W drzwiach powyrywane zamki, drzazgi, braki szyb w oknach
Przed kolegami obciach plus szereg interwencji
Pies, kuratorzy i opiekun społeczny
Bardzo dobrze znany jak wywiad środowiskowy
Czy z bratem mam co jeść, czy do szkoły gotowy?
To relacje sąsiada, który za dużo gadał
A sam nie był święty, zwoził dupy do mieszkania
Z koleżkami z milicji miał bal do białego rana
Dwa jeden osiem – oto mój życiowy dramat
[Refren]
Dałeś doskonały przykład, jaki być nie powinienem
Czy różnimy sie znacznie? Tego nawet ja nie wiem
Ale obiecałem sobie, że coś w tym życiu zmienię
Nie wiem, czy mi wyjdzie, lecz się staram być człowiekiem

[Zwrotka 2]
Wyrzucałem oknem noże, żeby nie były w użyciu
Chowałem pieniądze i wódę, a dlaczego?
By nigdy więcej nie widzieć Ciebie pijanego!
Żebym miał jutro co jeść, gdybyś poszedł w cug tato!
Parę razy się zdarzyło nazwać Cię pijaną szmatą!
Ty śpisz, ja cię okradam, po cichu się skradam
Co by było, gdybym wpadł? Byś się zbudził, mnie przyłapał?!
Nigdy o tym nie myślałem, to głód, determinacja
Zamieniłeś życie z synem na prywatne wakacje
W lodówce czystki, rządził Ludwik Waryński
Dwie stówy to niemało, jeść się chciało, więc śmiało
Do przodu, do przodu, zniszczyć uczucie głodu
To jeden z istniejących tych kradzieży powodów!
Zmarnowałeś mi dzieciństwo – tak niestety wyszło
Zmarnowałeś mi matkę, ja byłem tego świadkiem!
Tyle widziałem przypadkiem, czego nie powinienem
Nic nie rozumiałem, przecież byłem małym dzieckiem
Ile wylanych łez? Tyle co wódy w kielonach?!
W "Stopie" seta, golona, w "Zośce" następna w pieczątkach
I w pracy, po pracy, rodacy, pijacy
Przyszło Ci w końcu za to życiem przypłacić...
[Outro: Waldek & Heniu]
– To, że flaszkę kurwa postawiłem, to jest kurwa nieważne...
– Ile masz lat?
– Dwa...