Szad Akrobata
Nic nie stoi w miejscu
[Verse 1]
Mała, cicha restauracja, właśnie gorzkie myśli przeżuł
Zdarzało mu się odpłynąć, w leniwy nurt Gangesu
Kucharz krążył, na zapleczu, zerkając na pieczeń w piecu
Wokół ciężki zapach przypraw, jak w powietrzu w Marakeszu
Unikał miasta i ludzi, wolał jadać na obrzeżu
Widok ciał kobiet i dzieci, odcisnął się na żołnierzu
Często budził go ich obraz w środku nocy
Widział mur zbiorowych mogił, bez nagrobków i ich oczy
Szeroko otwarte oczy, ze sobą walkę toczył
Właśnie teraz w restauracji, w zdradliwy Ganges wskoczył
Wtedy był idealistą, dziś jada za drobne w bistro
Idea minęła z misją, jeden wielki obłęd - wszystko
Myślał, że walczy za wolność, że walczy za przyszłość
Walczył, za ropę z tych stron, życie za ich zysk zło!
To wodzowie na papierze, mają krawat i nesseser
Ich nie było tam, gdzie dzieci wsuwały mu granat w kieszeń
Dramat zwierzeń, który depcze psychikę jak nocny ostrzał
Głos dział, to stal, którą chciwiec rozgrzał
Niewinna, cywilna wioska, on od górnie dostał rozkaz
Była wiosna, tuszowania błędów wojska - znaleźli kozła
To Ty! sprawa robiła się głośna, wysnuli teorię z poszlak
Reszta poszła, klęska gorzka oskarżonym kreska prosta
Pomyślał, czemu nie dostał? żona odeszła, nie zniosła
Przeszedłbyś i byś nie poznał

[Hook x2]
Nigdy nie wiesz gdzie i kiedy, może tu, może gdzieś indziej
Dziwny świat, by sobą nie był gdyby ktoś wiedział jak wyjdzie
I ile byś tu nie przebył, w końcu musisz stanąć w punkcie
Tu gdzie będziesz tam i wtedy, a reszta jak kiedyś pójdzie

[Verse 2]
Tyle lat stał na tej lince, mniej człowiek - bardziej robot
Ludzkie mięso w ich maszynce, mielone przez pańskie oko
Choć szanował pracę dotąd, poczuł, że ma jej potąd
Decyzję podął od tak, jakby kopnął kamień nogą
Ale dokąd?! spadnie tu, czy spadnie obok?
Najpierw było kolorowo wierzył w to, że znajdzie nową - bardziej zdrową
Będzie w tej farsie sobą, jest przecież twardziel z głową
Mawiał, że zajdzie wysoko, że władzę ma głęboko mawiał
Że rozpocznie od Wrocławia, a u celu jest Warszawa
Mawiał, że już zaczął i ma krawat czeka sława
Nie ma co się zastanawiać! - że na jedną kartę stawia
Czas zostawiać! czas poznawać! - mawiał
I mówił, że zbiera siły, że maszyny jeszcze życia nie zabiły w nim
Choć przeraziły go, gdy godzinami zdzierał żyły
Mówił - tam gdzie nie ma zimy, w miejscach
Które mi się nie nieraz śniły zamierzam umierać siwym
Ale dni mu uciekały, ambicje mocniej ciążyły
Realia go uziemiały, na bezowocne godziny
Jesteśmy tylko trybami czegoś, czego nie tworzymy
Tworzą to lepsi nad nami, może my ich zniewolimy?!
Pierwsza zgięła się psychika, dziękuj Bogu jak masz silny
Fundament jak piramida, są tacy co mają inny
Amfetamina, przez chemię, do heroiny
Nie wiem, ile szans miał na to, by nie było z jego winy...

[Hook x2]