Szesnasty
Bal na czubku zapałki
[Zwrotka 1]
To śmieszne, wiesz diabeł potrafi tańczyć
Zaprosił nas na bal na czubku zapałki
Obiecał karnawał, pytał: O co się martwisz?
Bierz, pij i baw się
W tym wszystkim był tylko jeden warunek
Nie iskrzyć miało między nami, w ogóle
Teraz, nawet łez strumień
Nie zgasi tego co nie mogę
Stać i patrzeć jak nasz świat płonie
Mogę stać i patrzeć jak zamieniam się w popiół
Weź tego garście i rozsyp to wokół
Niech zabierze wiatr mnie, będzie łatwiej
Ze wspomnień wybudować sobie ratunkową tratwę
Ostatni raz wznieś wzrok ponad niebo
I ostatni raz, proszę nie mów nic
Tylko zwyczajnie przyjdź, napawać się ciszą
O takim balu jak ten, nie usłyszą już nic
I nie zobaczy już nikt
Się nie poczują jak my

[Zwrotka 2]
To smutne, wiesz, że Bóg też na tym balu był
A nie pozwoliliśmy mu zagrać tej melodii
Nigdy do końca z tym tańcem się zmierzyć
Jaka ironia, sam Bóg w nas wierzył
Co będzie po nas, a co jeśli nie będzie nic?
Jeśli orkiestra właśnie gra ostatni rytm
Nie mogę przestać tańczyć zedrę buty do krwi
Nawet jeśli za ten walczyk każą słono płacić mi
Pamiętasz długą drogę w dół i cekiny
Gdy stojąc pośrodku świata tu podpaliliśmy
Wszystko, byłoby w porządku, gdyby nie to
Że od samego początku cały bal był na zapałce
Czasem proszę o deszcz, czasem coraz rzadziej
Ogień zabiera tlen, krew zmienia w lawę