Rano, wieczór, zawsze dobra pora
Stara morda lubi czasem porapować
Chciałbyś mnie pochować, a ja na złość żyje
Nie chcesz to nie słuchaj, na chuj wyjesz
Łapie chwilę, blety ślinie, tak Cię ryje
Zamknąć ryje brudne świnie, ciągnąć kije
Psy ogrodnika plują jadem jak żmije
Liczą, że się zatrzymam, a ja dalej ide
Płyne pod prąd, do brzegu się zbliżam
To nieuniknione zacznij więc odliczać
Po co się wypinasz, w gębie będzie finał
Robię to na luzie, ósemka w uzie, bilard
Kręci się turbina, znowu przyśpieszam
Włączam kierunkowskaz, powoli wyprzedzam
Weź się nie napinaj, bo pękniesz dzieciak
Wytrzyj w rękaw gila, wracaj przed peceta
To naprawdę zmierza w złą stronę
Co moment nowy leszcz, klon za klonem
Czają się jak rzucić pod nogi kłode
Eeee co jest z wami łajzy pierdolone