Koza
Minuty
[Zwrotka 1]
Zacząłem zjadać i wjechał fejm
A przechodziłem różne dziwne serie majaczeń
Aż mi się zrobiło w czasie parę zgięć
I od wtedy linia jest nun-chakiem
Które wrzucono chyba na drzewo zen
Którego liście spaliłem se z blantem
A nie wszystko da się zrobić tu na hej-
Nał, a ja właśnie se wyzerowałem rapgrę
Gdzie bym się nie udał ciągle tonę w tłumie tych pań
Rzeczy dzieją się za szybko - proszę trzymaj dystans
Przestałem gonić minuty; się zacząłem ich bać
A ta informacja się stała anachroniczna
Dałbym przeliczyć się na te minuty, przecież po to mam dwa zegarki
Ale nie umiem wyliczyć tej ceny bo brakuje mi wyobraźni
Czasem się boję tej metafizyki, zamknięty we własnej negacji
Obawiam się własnych fobii, po jaki chuj mam być otwarty?
Yo, Powinienem przestać się odmawiać, ale jak tego nie robię to się rozpływam w tematach
Moje życie to straszny bałagan, ale nie, nie, nie, nie, nie, nie będzie pancza "pozamiatał"
Niby już nie latam, ale ponad całym syfem się czuję jak pierdolony akrobata
I przestałem już nakurwiać salda, ale raczej to byłoby cudem, gdybym był na stratach

[Refren]
Budzę się w środku demonów własnej insomni
Transem na początku sylaby ostatniej zwrotki x2
[Zwrotka 2]
Życie to stek bzdur, ja poproszę bez surówki
Jesteś samcem alfa - nazwa to alternatywa supli
Nigdy w życiu bym nie założył na siebie bluzy Supreme
Oraz nic innego, bo nie założę na siebie już nic
Kontakt mi urywa hermetyczna folia
Jak Orfeusz się cofam do wewnętrznego ognia
Z wolna zaczynam gubić się we własnych formach
Bo nie przyjmuję siebie samego jako postać
A średnio znam się na wzorcach
Przechodzę własne deficyty autorytetów
I lawiruję między frontalnym atakiem a wyznaczaniem kolejnych reguł
Wszyscy mówią o ilościach
Nie wiem czy to robienie rapu, czy liczenie przebiegów
A zaczęło się krążkami
Nie minie mi ta mimoza siebie samego