Koza
Własnymi wypycham sobie gardło
[Intro]
Trzy razy grożę śmiercią ojcu tylko w tym tygodniu
Jakoś milej mi się patrzy na twarze przechodniów
Oszukuje sam siebie że coś jest kwestią wyboru
Mówi mi daj sobie pomóc (daj sobie pomóc)

[Zwrotka 1]
Nie ma wyjścia z tego gówna, najwyraźniej
(Weź taśmę, zaklej usta i go utop w umywalkę)
Zastawiam pułapki zanim zasnę
(Nie boję się o siebie bardziej boję się o matkę)
Wchodzę na hypereal i przeglądam górne stawki
Palę tubę na sen bo ręce szukają pracki
Rzuciłem bumerang sumienia gdzieś kurwa na wsi
Kiedy miałem dziewięć lat, i czasem wraca mi do wanny
Drobne rzeczy nie dają mi żadnej satysfakcji
Poza deszczem, kilkoma wierszami i zapachem ambry
Uwikłany w moralny dysonans jestem katem
Ciemną stroną lustra egzekwującą kolory świateł
Na kostkach pięści zapisuję daty aż przestaną sens mieć
Nie cierpię siebie za to wszystko, czym teraz nie jestem
Mój amoralny ton oceny to kosz na perwersje
Wszystko co dobre we mnie wyszło z tego co obleśne
Jestem wolny, brutalnie dławię się sobą słowo
Byle jakie powiedz nic nie znaczy dla mnie ono
Terminologią tłamszę nasze wspólne cechy
Powrót z martwym z kiedyś - wtedy myślałem że były martwe
Sytuacje w których coś zrobiłem źle i nie naprawie
Lepsze tysiąc razy od tych których nie wykorzystałem
Choć wracałem w myślach do tych też
Kiedy siedziałem w wannie
Burząc nimi podwaliny apoteozy moralnej
Molochy sensu nagle małe
Codziennie rano przewartościowanie, w ścianę patrzę martwo
Nie pamiętam kiedy ostatnio płakałem
To nie jest żart, dziury w pamięci kiedyś pomagały
To pył klaustrofobicznych relacji
W bani mętlik na dnie gdzieś kompleksów macierz
"Nie wiem czym jest przywiązanie"
Mówię szmacie po czym karmię ją furaniem
I duszę dopóki szarpie
Wydaje ci się że to łatwe kurwo ja to przeżyłem naprawdę
Udaję że się boję czy boję się bo udaje
Zawsze byłem słaby, dlatego zawsze kłamałem
Dawno bym się zapierdolił, ale kocham mamę
Teraz wyłącz to i udawaj że tego nie słyszałeś