Ostatnio dni mijają mi na wklejaniu się w ścianę
W końcówce papierosa spotykam martwą Kasandrę
Nie pozostaję w kontakcie
Czytam Komiksy Giganty żeby nie podkręcać sobie Habermasa
Istota otwiera przepływ
Druga go skraca
Tak żyjemy zamknięci w baśniach
Żyjemy w znakach
Pod stołem mam gnijące jabłka
I serce Fabre'a
Rozpięte jak na wielkiej scenie
Gramy w grę
Powracania do siebie
Myśląc że zachodzi zmiana
Akady naszych działań to kępy trawy kosmosu
Te słowa to owcza sadzawka
Nie przyglądam się zwłokom ale sporo czasu spędzam na cmentarzach
Żyję blisko głodu
Pamiętam go z ogrodu Getsemani
Rozpalał ognisko Bogu
Uprawiam sztukę adaptacji
Umysłowych zasobów do narzuconych im warunków socjalnych
Zostało mi mało frustracji by długo to ciągnąć
Antypatyk w masce Zorro
Jean Cocteau pod wpływem opium
Stając się ptakiem
Opuszczam farsę
I tak to wszystko to gra w klasy
Nie rusza mnie już flex ich bo czuję jak czują presję
Gdyby nie Garbaczewski pewnie dalej byłbym w piekle
Nie muszę się już przebić nigdzie i niczego zechcieć
Mogę już tylko rysować kreski i moczyć pędzle