Koza
Młody godot antyczłowiek - ANEMONY
Niewysłowiony, jakbym się nigdy nie miał wydobyć
Powody do robienia szkody, wciąż widzę powody
Za młody na liczenie godzin, na resztę za chory
Zawody waszych antynomi są dla mnie na korzyść
Zabijam pierwszy to co mi przypisują oni
Nie piszę wierszy; chyba, że nadużywam soli
Upiekłem befsztyk, ale przy tym zapchałem komin
Młody meserszmit, kiedy pikuję w twojej loli
Prosto zza kart wyczułem sarkazm, to chyba sraka
Twój rap gra mi policjanta albo wieśniaka
Santa sangra, santo subito, subito nagas
Awangarda jak walę wiadra z jelita ptaka
Pożal mi się jeśli masz powody
Ciągle widzę niewidzialnych ludzi, ściany zachęcają do rozmowy
Robię tylko to, o czym nie powinienem mówić
Kroki coraz głośniej słyszę, chociaż nikt za mną nie chodzi
Światło, nagle balkon, nagle krzyki
Walę karton, potem znów karton, potem są rzygi
Dzisiaj taki set, jakbym w jajach trzymał Anubisa
Czego mogę chcieć? Zapytania śle mi martwa cisza
Tero gero seks, tero gero chika moj bonita
Strzeliłbym se w łeb gdyby była to pewna granica
Zrobiłem ten fleks, choć widelec się nie powyginał
Nie ma takich miejsc, w których nie była moja ekipa
Twoim problemem jest to, że jesteś cwelem
Nie, że ludzie to chuje i się uwzięli na ciebie
Twoim problemem jest to, że jesteś cwelem
Nie to, że widzisz więcej i ci trudno to powiedzieć
Kognitywistyka dawno mi skończyła działać
Unikając pośrednika nie dotykam ciała
Surogaty dźwigam, chociaż nie dźwigam już samar
Dziś rano mnie obudziła własna imitacja
Jeżeli życie jest jedynie tym co mogę widzieć
To nikogo ani nigdy kurwa sam nie poprosiłem
Wymiana opony i spocone stopy, lipiec
W środku duchoty lata odmawiam swoją modlitwę
Biją mi ukłony, jakbym się miał opowiedzieć zaraz
Jakby nie wiedzieli z której dawno stoję strony
Banda zjebów myśli, że jestem popierdolony
I wysyła mi tony mamony no bo się mnie boi
Młody jogin jak przenikam ściany siłą woli
Anemony wojny płaczą, bo nie mogą słyszeć wywrót
Wykopałem wszystkim waszym rodzicielom groby
Lecz nie wpierdolę ich nigdy do nich, nie posiadam wstydu
Wschodem słońca naznaczony, pole, słyszę rżenie koni
Choleryczny topór stoi na granicy krzyku
Nic nie musiałem zrobić

Jest pewnie jakiś powód dla którego tego słuchasz
Sporo nienawiści w tobie, albo martwa fuksja
Już dawno zapomniałem na czym polegała funkcja
Tego co teraz robię ale może mi się uda
Urodziliśmy się tylko żeby być impregnatem
Wykonujesz dobrą pracę jak wysysasz soki
Nie musimy się obawiać już niczego zatem
Zostaje ci zjadać śniadanie i rysować kroki