[Zwrotka 1: Kuban]
Wszystko już na luzie, stawiam kroki długie
W zarzuconej bluzie mogę z nory sobie uciec
Spojrzenia głupie, bo znowu dotleniam sztukę
To pomóż ten temat upiec, ziomuś ma problem z płucem
Golów tyle co Rooney, na polu gdzie gram o pulę
Pozorów w tym szumie, co roku jest więcej w sumie
Ale tu nie decyduje za ciebie jakiś dureń
Uwierz miejsce w trumnie stanowi tylko konturę
Pierdolę tę cele co wyznaczają przelewem
Bo rano nie chce być cieniem, za to gryzie sumienie
Lato niesie uciechę, płaczą bo idzie jesień
Łapą macham, przecież na to znowu na dwór lecę
Byle się wyrwać, życie to nie jest tyrka
Wybierz humor jak Dyzma, runął to wypił litra
Urok to moje logo, ludziom tu daję słowo
Jak sumo mam tego sporo, nie lubią mnie bo nie mogą
Przygotuj posłanie, zanim nadejdzie ranek
Ja na pierwszym planie, czwarta ale się nie kładę
I otwieram ramę możliwości, nawet nie brak złości
Czaję, że nie przesiedzę tej nocki
Nie kupiłem fajek i ja wiem jak to się skończy
Wołając o pojarę będę znów wyciągać rączki
Mam czegoś dosyć, nie czekam do soboty
Klatka w dół i schody, wszyscy opuszczają domy
Codzienne walory tu mają szare kolory
Pierdole to, już wole być chyba doświadczony
Dostaje pierdolca, moje życie to nie spontan
I każda chwila ulotna przypomina raczej rozkaz
Niby nie wiele chce od życia ale szczerze
Żeby tylko nie być zerem, mogę przekroczyć barierę
Codzienności stary przy nich leżę i mam dość ich
Antytezę moich możliwości...