Minęła już dwudziesta
Moja ludzka głowa wie, że późna pora nie zwalnia tempa
Masz lenia tu przy dźwiękach
Kolejna runda moja, od dawna w ustach proza pozwala nie spać
A wiedza niecodzienna porywa mnie w taniec
Żegnam się z planem, nie poczekam na śniadanie
Większość daje plamę - nie myślę o tym nawet
I za każdym razem mija mnie rozczarowanie
Nie widać tego, ale nijak ma się to do zalet
A szyja od lewej do prawej kiwa się nad ranem
Jak debil przy tym biurku, peszy mi się mózg
Już przepych to nie fundusz, tandetny tylko bunt tu
A mi się niebo marzy, nie widzę tego stary
Życie to nie Lego - nie jesteśmy tacy mali
Plany to zarys i popierdolony nawyk, więc
Nie ma wygranych, są po prostu lepsi, słabi
Przekręcam się na plecy, teraz się będę leczyć
Nie stawiaj żadnej tezy, bo nie chodzi tu o remi(?)
To raczej mi nie leży, nie należę do tych dziedzin
I o, wykrzyk „O rety!” zdobył szybko błysk i reżim
Pasuje mi rigoru(?), widać na to o dziwo(?)
Fakt, że to chyba ten widok będzie już moją doktryną
To jest wyższą siłą, wyższe dobro było
A jednak o ten bilon gonię też tą samą ligą
Zobacz ile perspektyw nieprześwitej(?) sterty
Ona ma polepszyć automat konsekwencji
Pierdolę tyrkę, opowiem to jak Big L
Przyłożę się solidnie i w porę potem wyjdę
Nie pod Lidlem, wymyślę coś lepszego na mieliznę
Moim szyldem to występ z najlepszymi - może z Riedlem?
Lecę po zieleń, scratche i to brzmienie
A trzeciej nie wymienię rzeczy związanej z imieniem