Gospel
Pan borsuk
Pan Borsuk - Elektrohandlarz

Na małej polance porośniętej mandragorą, mieszkał sobie Pan Borsuk. Czuł się bardzo samotny, ponieważ nikt go nie odwiedzał i tylko czasami otumanieni butaprenem gimnazjaliści przychodzili na polankę aby kruszyć eternit i obrzucać go zaśniedziałymi groszówkami.
Byli przekonani, iż przynosi to szczęście. Pan Borsuk jednak nie czuł się szczęśliwy. Jedyną rzeczą podnoszącą go na duchu, były jego elektryczne węgorze, które hodował na swoim poduszkowcu zakamuflowanym w przestronnej borsuczej norce.

Codziennie o świcie karmił je wysoko oktanową naftą, którą kradł z leżącej nieopodal tajnej bazy sił amerykańskich.
Węgorze bardzo kochały Borsuka, za to że tak o nie tak dba i w ramach wdzięczności produkowały miliard megawatów elektryczności.
Nie była ona jednak potrzebna Panu Borsuczkowi, ponieważ była zbyt pierna. I on bardziej od prądu był rozsmakowany w topinamburze, po którym puszczał okrutne wiatry, aczkolwiek w ogóle mu to nie przeszkadzało, ponieważ nie miał się przed kim wstydzić.
Niestety nasz bohater dawno temu zjadł cały zapas topinamburu jaki posiadał, a producenci tego smakołyku nie przyjmowali w rozliczeniu zardzewiałych jednogroszówek.

Pewnego dnia, Pan Borsuk wpadł na pomysł, że prąd nie może się przecież marnować!
I wystawił na allegro jedno wiadro prundu, za pińcset złotych.
Następnego dnia o świcie, przed jego norką stanął handlowiec Enorodu.
-Dzień dobry, oświadczam że kupię od pana każdą ilość elektryczności, jaką jest pan w stanie mi dostarczyć
Borsuczka bardzo to ucieszyło, teraz mógł kupić sobie całą furę topinamburu, pałaszować ją dzień i noc.
Węgorzom natomiast tak spodobała się zabawa w elektrownię, że produkowały teraz milion wiader prundu dziennie, a szczęśliwy Pan Borsuczek zatrudnił agentów Mossadu, by połamali palce gimnazjalistom.
Oprócz tego żarł topinambur i zajmował się radosnym popierdywaniem.

Pewnego dnia pomyślał, że jego bąki też się marnują i zaczął skraplać z nich metan, który również sprzedawał przez internet.
Okazał się on jeszcze bardziej chodliwym towarem, niż elektrowiadra.
Mijały miesiące, a prądowo-gazowe imperium Pana Borsuczka tak się rozrosło, że wygryzł z rynku cały sektor paliwowo-energetyczny.

Taki obrót spraw rozwścieczył pana Obamę i pana Putina,
choć nie sympatyzowali ze sobą, bo jeden z nich był czarny, a drugi był łysy.
W końcu dogadali się i wprowadzili międzynarodowe embargo na sprzedaż karczochów jerozolimskich(bo tak właśnie nazywali topinambur), licząc na to iż zagłodzą na śmierć energetycznego barona z małej polanki - tak nazywali Pana Borsuczka.
Jednakowoż nasz biało-czarny łasicowaty drapieżnik był sprytniejszy niż im się wydawało. Już dawno temu zaczął skupować nasiona jerozolimskiego karczocha, aby teraz wysiać go na swojej polance i móc stać się samowystarczalnym.
Poprzez siatkę swoich izraelskich powiązań, odblokował projekt "Google Car", skonstruował Iphone'a napędzanego bąkami i całkowicie przejął handel topinamburu na świecie

I wszystkim żyło się długo i szczęśliwie.
Dobranoc.