Czy nie jestem zły, czy mam sobą gardzić?
Odkąd pamiętam ciągle biję się z myślami
Na papierowym płótnie kładę nasze skazy
Jak uciec z mojej głowy ona jak dynamit
Stoję w oknie, tak bezpowrotnie
Bez akceptacji co dzień muszę się podnosić z ziemi
Stoję w oknie, tak bezpowrotnie
Bez akceptacji co dzień muszę się podnosić z ziemi
Muszę się podnosić z ziemi
Muszę się podnosić z ziemi
W cudzych mieszkaniach zostawiamy nasze ślady
To nie sekta chociaż przestawimy całe ściany
W cudzych mieszkaniach zostawiamy nasze ślady
To nie sekta chociaż przestawimy całe ściany
Mam was od podszewki
Zagłuszam moje myśli
To one się spierają
To one budzą rano
Niе widzę siebie w lustrze
Widzę rozmytе plamy
A jak nie będę słyszał
Zostanę zmarnowany