Pytasz czy po drodze jest mi tam gdzie twoje strony
Oczywiście, że tak bracie powiedz na chuj mam być skromny
Przecież moje też są te podwórka, ulice i domy
Jestem młody, a tutaj jestem od urodzenia
I choć wszystko się zmienia, to i nic się nie zmienia
Wielu ma urojenia, wielu życia nie docenia
I dobrze wiem, że to błąd i każdy stąd
Ma linia życia sunie z prądem, a nie pod prąd
Lecz idioci z siwizną pod prąd czasem cisną
I dotykają mnie kurwa, bo jestem blisko
Oni zrobiliby wszystko żebym upadł nisko
Jak pedalska prewencja, kosa, moja еgzystencja
Wszystkie niby wyższe sfеry kontra mój potencjał
Linia ognia tego rapu kontra ich pretensja
Stosunku mego do was już na zawsze taka wersja
Wzmożona agresja na pindoli z rządowego krzesła
Myśli jeden z drugim, że jest pierdolony Mesjasz
Powiedz co ja mam zrobić, może wstać i [?]
Podnieść ręce i na samoukaranie się zgodzić
Albo iść w społeczne ślady i korzystać ze zdrady
[?] szczęście [?], wiedz że nie dam temu rady
Dzięki życiu, mym hardkorze łeb mam nie od parady
I nie muszę więc nie schodzę z mojej pięknej autostrady
Są tu bracia, kobiety - wiem jak słyszysz same dary
Jeszcze jednym darem jest to, że se jutro jebne bary
Bo kocham sztangę w moich dłoniach z tym uczuciem pary
Uczuciem pary, patent stary, ale jary
I jednym dmuchnięciem w otchłań lecą koszmary
Jednym dymu wciągnięciem, niech tam on będzie wszędzie
Czujesz to człowieku jak spokój nas ogarnia
Nie dosięgnie tu armia, nie potrzebna jest twa garda
Opuść swoje dłonie niebezpieczeństwa koniec
Spalmy za nie jeden grób na którym jest nasz wieniec